Liga duńska, to dla zawodników od lat jest przystanek na trasie ze Szwecji do Polski. Startują tam, bo to lepsze to od treningu. Z zarabianiem pieniędzy nie ma to jednak niczego wspólnego. Wynagrodzenie za mecz wynosi około 1,5 tysiąca euro, czyli 6,5 tysiąca w przeliczeniu na złotówki. Cieszy się tak, jakby złapał Pana Boga za nogi O Danii wspominam, bo kontrakt na starty w SpeedwayLigaen właśnie podpisał Matej Zagar. W Polsce roboty nie ma, ale cieszy się z duńskiego kontraktu, jakby złapał Pana Boga za nogi. Pewnie nie byłbym tak uszczypliwy, gdyby nie fakt, że tenże Zagar kilka miesięcy temu wypalił w Tygodniku Żużlowym, że prezesi klubów polskiej drugiej ligi nie mają co do niego dzwonić. Słoweniec brzydzi się drugą polską ligą, natomiast duńska SpeedwayLigaen to już coś innego. Śmieszy mnie to i przypomina polskich żużlowców, którzy dla lansu biegali z puszkami energetyków, choć często mieli z tego grosze. No, ale wiadomo, że lepiej mieć ładne, kolorowe logo i kilka zgrzewek napoju, zamiast 100, czy 200 tysięcy na umowie z jakimś producentem smarów, czy śrub, bo to nie jest cool. W Danii przez kilka lat tyle nie zarobi No i Zagar ma te swoje 1,5 tysiąca euro za mecz, choć w tej polskiej drugiej lidze, od której woli się trzymać z daleka zarobiłby sześć razy więcej. Przypomnijmy tylko, że najlepsi w KLŻ dostali po 200 tysięcy złotych za podpis pod umową i między 2 a 3 tysiące za punkt. Nawet jeśli Zagar nie dostałby tej najlepszej stawki, to pewnie dostałby taką, że w Danii tyle przez kilka lat nie zarobi. No, ale w Danii jeździ w najwyższej klasie rozgrywkowej, a u nas to by była tylko druga liga. Jak to brzmi? Druga liga w Polsce lepsza od duńskiej, szwedzkiej czy angielskiej Trochę sobie kpię, bo oto doszliśmy do sytuacji, gdy każda z polskich lig daje szansę na lepszy zarobek niż jakakolwiek liga zagraniczna. Nigdzie nie zapłacą ci tyle, co w Polsce. W tej chwili w Metalkas 2 Ekstralidze płaci się tyle, co niedawno w PGE Ekstralidze. A druga liga zwana Krajową Ligą Żużlową, to pierwsza liga sprzed kilku lat. Kluby z budżetami między 2 a 4 miliony złotych, to norma. I żadne tam duńskie Grindsted nie dorasta im do pięt. Dlatego panu Matejowi polecam zakup kalkulatora, gdzie łatwo sobie wszystko będzie mógł sprawdzić. Skreślając na starcie kilka polskich klubów, zrobił sobie mocno pod górkę. Bo teraz może liczyć już tylko na cud. Na to, że ktoś gdzieś się połamie i jego telefon zadzwoni. Wątpliwe jednak, by po ubiegłorocznych wyczynach w Rybniku ktoś mu położył pod nosem miliony. Może co najwyżej dostać równowartość gwiazdorskiego kontraktu w KLŻ.