W piątek mecz Moje Bermudy Stal Gorzów z Arged Malesą Ostrów. W ciemno można założyć, że Stal jadąc w pełnym składzie rozłoży przeciwnika na łopatki, a zawodnicy wystawią faktury na łączną kwotę rzędu 400 tysięcy złotych. Prezes Stali Marek Grzyb, chyba w obawie przed tym, co może się stać, rzucił w Przeglądzie Sportowym pomysł, by jego gwiazdy pojechały za 70 procent stawki. Dodatkowo trener Stanisław Chomski miałby wystawiać słabszych zawodników. Ekspert mocno krytykuje pomysł prezesa Stali Gorzów Jacek Frątczak, żużlowy menadżer i ekspert przejechał się po tym pomyśle. - To jest uwłaczające dla ligi. O wysokościach stawek mógł pan prezes pomyśleć wcześniej. Wtedy, kiedy był na to czas, czyli w oknie transferowym - stwierdza Frątczak. - Proponowanie w mediach zawodnikom, by jechali z Arged Malesą za 70 procent stawki, jest uwłaczające dla ligi, dla rywala, dla własnych zawodników - komentuje Frąrtczak i dodaje: - Trzeba mieć szacunek dla rywala, a tu tego nie widać. Wizerunkowo słabo to wygląda. Pokazuje się, że ta cała Ekstraliga jest o 30 procent mniej warta. - Ta propozycja jest jednak przede wszystkim nie w porządku w stosunku do zawodników, z którymi w listopadzie podpisało się kontrakty. I mam nadzieję, że jeśli oni teraz nie zgodzą się jechać za 70 procent, to prezes się na nich nie obrazi. Kolejne pytanie, czy teraz będziemy już tak na stałe żonglować stawkami? I rozumiem, że jak będzie lepszy rywal, weźmy taki Motor, to stawki pójdą o 30 procent w górę. Mówienie o jeździe za niższą stawkę, to wywieranie presji na zawodnikach Zdaniem Frątczaka snucie takich kasowych opowieści w mediach, to nic innego jak wywieranie presji na zawodników, na to, żeby się zgodzili jechać za mniej, żeby nie drenowali budżetu na łatwych rywalach. - Moim zdaniem, to jest mocno nie w porządku wobec zawodników. Jeśli jednak ktoś ma problem, to powinien to załatwiać po cichu. Pójść, zapytać, poprosić. Bo jeśli jest tak, jak jest, to słabo to wygląda - ocenia Frątczak. Temat premii w żużlu wróci jeszcze nie raz, bo w tej dyscyplinie płaci się za punkty. Ekstraliga proponowała kiedyś stałe premie za wygrane mecze, bo to pozwoliłoby łatwiej oszacować budżet. Przy takim systemie klub mógłby łatwiej policzyć kwotę, jaką musi mieć, by nie było dziury w budżecie.