Niestety niewiele brakowało, a turniej w ogóle nie doszedłby do skutku. Stadion na oficjalnej prezentacji nawiedziła bowiem ulewa i gdyby potrwała ona ciut dłużej, to organizatorzy mieliby twardy orzech do zgryzienia. Nawet po rozpoczęciu zmagań co niektórzy zawodnicy domagali się natychmiastowego ich przerwania. Gorąco w parku maszyn w pewnym momencie zrobiło się między Taiem Woffindenem a dyrektorem cyklu - Philem Morrisem. Stronę pierwszego z nich obrał nawet Bartosz Zmarzlik, który także bał się rywalizacji w trudnych warunkach. Organizatorzy pomimo coraz bardziej nerwowo zachowujących się żużlowców postawili jednak na swoim i po turnieju należy przyznać im rację za odpowiednią decyzję. Nawierzchnia szybko zaczęła robić się wprost idealna do walki, dzięki czemu niemal w każdym wyścigu oglądaliśmy efektowne mijanki. Niestety Polacy nie radzili sobie na niej zbyt dobrze. Do półfinału nie zdołali dobrnąć jadący z dziką kartą Szymon Woźniak, Paweł Przedpełski oraz dość niespodziewanie Maciej Janowski. Drugi z wymienionych panów zaliczył ponadto nieprzyjemny upadek. Zupełnie inaczej wiodło się pozostałym dwóm biało-czerwonym. Bartosz Zmarzlik i Patryk Dudek w pewnym stylu zameldowali się w wielkim finale. Na swoim torze imponował zwłaszcza obecny wicemistrz globu, który zaczął w słabym stylu, ale rozkręcał się z wyścigu na wyścig. W najważniejszej gonitwie wieczoru naszych Orłów pokonał jednak nieoczekiwanie Anders Thomsen. Duńczyk po cichu zbierał ważne "oczka", aż wreszcie na dobre odpalił w decydującym momencie i po raz pierwszy w karierze stanął na najwyższym stopniu podium w turnieju rangi Grand Prix. - Marzenia się spełniają. Gdy miałem trzy lata i zacząłem jeździć na motocyklu, to powiedziałem wtedy tacie, że kiedyś wygram Grand Prix. Zrobiłem to! Jestem dziś na najwyższym stopniu podium - oznajmił triumfator kilka minut przed kończącym wydarzenie polewaniem się szampanem. Duńczyk na dobre wrotki odpiął po zejściu z podium. Wprost uwielbiająca go gorzowska publiczność zobaczyła zawodnika w... samych bokserkach. Trzeba przyznać, że takiej celebracji nie widzieliśmy już od bardzo dawna. Takich ludzi jednak zdecydowanie potrzebuje nasza ukochana dyscyplina. Nie był to jedyny wyjątkowy moment, który wydarzył się po zakończeniu ścigania. Swoje pierwsze podium w życiu zaliczył bowiem Antoni Zmarzlik, czyli oczko w głowie i największa duma polskiego dwukrotnego mistrza świata. Na tym kończą się niestety dobre wieści, ponieważ na kolejny turniej przyjdzie nam poczekać do sierpnia. W ostatnim miesiącu wakacji najlepsza piętnastka globu zawita na słynny Principality Stadium w Cardiff.