Mateusz Wróblewski, INTERIA: Z jakim nastawieniem podchodził pan do pierwszego ligowego spotkania w tym sezonie? Adrian Miedziński, Fogo Unia Leszno: - Nastawienie miałem chyba takie, jak każdy. Chciałem się jak najlepiej zaprezentować. Ponadto nie miałem żadnej presji na wynik, więc chciałem się otrzeć o ligowe ściganie. To były moje pierwsze zawody i pierwszy start z czwórką zawodników spod taśmy po długiej przerwie. Fajnie, że udało się wejść w sezon i wyciągnąć wnioski. Jeżdżenie samemu nie pozwala na takie refleksje, jak ściganie z innymi zawodnikami. Postaram się lukę czasową ścigania zalepić doświadczeniem na tyle, ile mogę. Jak się pan czuł na motocyklu? Złapał pan już "luz"? - Na motocyklu czułem się okej. Wiadomo, że ustawienia i wybór motocykla na niedzielne spotkanie nie był najlepszy. Nastawiałem się na dobry start i myślałem, że jednostka, którą wziąłem do Gorzowa pozwoli mi wyjść dobrze spod taśmy. Tak jednak nie było. Uważam, że mój drugi start był najlepszy, bo dobrze czułem motocykl i jazdę. Pierwsze i trzeci wyścig to nie było to, co powinno. Dalsze starty to kwestia wniosków i dobrych wyborów. Każdy już rywalizuje ileś czasu, więc rywale wiedzą, co mają robić. Ja staram się ich nadgonić. Nie jechał w meczu przez 275 dni 275 dni trwała pana przerwa od startów na ligowych torach. Czuł się pan w niedzielę, jak podczas debiutu? - Nie myślę o tym. To nic nie zmieni, czy nie jeździłem 100 dni, czy 200. Na pewno wszystko, co się wydarzyło w moim życiu nie było ułatwieniem. Trzeba wrócić i wyciągać wnioski oraz nie popełniać błędów. Moim celem przede wszystkim jest to, by nic na torze mi się nie przydarzyło, bo naprawdę wystarczy przygód. To dla mnie najważniejsze. Postaram się wrócić z moją dyspozycją. Jednakże od razu Rzymu nie zbudowano. Oczywiście mogę pomóc sobie decyzjami w dobrą stronę oraz odpowiednim wyborem motocykla. W Gorzowie była spora pomyłka z mojej strony. Po tym, co zdążyłem przejechać sugerowałem się startem, bo start jest najważniejszy w sportach motorowych. Pana jazda w niedzielę wyglądała na "kanciastą". Niejednokrotnie kilka razy musiał się pan składać w łuki. Z czego to wynikało? Brak objeżdżenia, czy wspomniane wcześniej błędy w ustawieniach? - Popełniam jeszcze błędy, ale niedzielne spotkanie pozwoli na wyciągnięcie wniosków, dokonanie analiz na pozostałe mecze. Muszę niedzielny start dokładnie przeanalizować. Najbardziej płynny był mój drugi wyścig. Czułem wtedy dobrze motocykl, który pracował tak, jakbym chciał. Czułem, co się z nim dzieje. W pierwszym i ostatnim starcie motocykl zachowywał się źle. Jechało mi się niekomfortowo. Skąd pomysł na PGE Ekstraligę po takiej przerwie? To nie jest zbyt głęboka woda? Dlaczego nie 1. Liga Żużlowa lub 2. Liga Żużlowa? - I tak dawałem sobie 1 procent szans, że wrócę w tym roku. Najważniejsze dla mnie było wyprostowanie zdrowia, by wróciło pod każdym względem. Po drugie musiał znaleźć się klub, a po trzecie mechanicy, z którymi mogę to zrobić, bo samemu mogę iść co najwyżej na ryby. W Lesznie przydarzyła się przykra historia. Wyleciał Chris Holder, przez co mogłem skorzystać z opieki jego mechaników. Znam ich bardzo dobrze, praktycznie od dziecka. Dziękuję im za pomoc, bo to było światełko w tunelu, że można w ogóle tą drogą pójść i spróbować powrotu. Inaczej nie byłoby szans. Tym bardziej w Ekstralidze, czy 1. Lidze, bo tam również potrzeba zgranej ekipy. Żużel się zmienił i samemu się nie da... Można się zajechać tym wszystkim. Co z dalszą karierą? Brak jednoznacznej odpowiedzi Czy mecz niedzielny ze Stalą dał panu pewność kontynuacji kariery, czy zasiał ziarno niepewności co do czynnego uprawiania sportu? - Niedzielny mecz dał mi wnioski do przeanalizowania i pewną wiedzę. Teraz muszę tej analizy dokonać i zobaczymy co dalej. Mecz ze Stalą był dla mnie dobrą, pierwszą lekcją po wydarzeniu, po którym nikt by nie powiedział, że ona się jeszcze wydarzy. Zawody bardziej budują. Każdy start z zawodnikami spod taśmy daje więcej, niż jeżdżenie samemu na treningu. Czy włodarze leszczyńskiego klubu stawiali przed panem jakiś cel na mecze, w których ma pan wziąć udział? - Skupmy się na tym, co jest tu i teraz. Miałem wystartować i się pokazać. Dziękuję za szansę leszczyńskiemu klubowi, bo zaufał mi i postawił na mnie. Postaram się pomóc, ile będę mógł. Nie ma Chrisa i aktualnie korzystam z jego mechaników. Życzę mu powrotu do zdrowia i jak najszybszego powrotu na tor. Odnośnie mechaników Chrisa. Co w przypadku powrotu Australijczyka na tor? Ma pan plan "b" na swoich mechaników? Jest ktoś dostępny na rynku? - Nie mam planu B. Na razie jestem tu i teraz. Oby Chris wrócił jak najszybciej, podobnie zresztą jak Zengi. Na tę chwilę jest, jak jest i nie ma co analizować "co by było gdyby". Koncentruję się na tym, by zrobić wszystko jak najlepiej. W Gorzowie wystąpił pan w kevlarze z zeszłego roku. Biało-niebieski kevlar się szyje? - Tak, szyje się.