Świat w ostatnich tygodniach wraca do upragnionej normalności. W większości miejsc zniesiono obostrzenia, nawet w spanikowanych i wystraszonych do poziomu absurdu Niemczech można już wejść do sklepu bez masek. Tym samym dziwny był widok zawodników w maseczkach podczas GP w Gorican. Żużlowcy wyszli do sesji autografów w maseczkach, co zdziwiło kibiców. - Jeśli nadal są obawy o COVID-19, to może lepiej nie organizujmy tych spotkań. Chciałem zrobić zdjęcie syna z zawodnikiem, ale fajnie byłoby widzieć jego twarz, a nie maseczkę - mówi nam pan Paweł z Grudziądza, który był w Gorican. Po co im te maseczki? Najbardziej zastanawiające jest to, że jedynym momentem, w którym ktokolwiek nosił maseczkę było właśnie spotkanie zawodników z kibicami. Przez cały dzień żużlowcy mieli styczność z innymi osobami i wówczas im ani nikomu innemu nie kazano nosić maseczek. To wszystko wydaje się zupełnie nielogiczne. - Przede wszystkim to liczyłem, że zobaczę znów pełne stadiony, normalność na trybunach i po prostu zawody za jakimi tęsknimy od dwóch lat - mówi nam kibic. - Przywołuje mi to wszystko złe wspomnienia z początku pandemii, a przecież mieliśmy już z tym skończyć. Nie wiem, skąd pomysł na te maseczki. Nigdzie nie widziałem obowiązku ich noszenia - dodał. Choć sami zawodnicy wprost o tym nie mówią, to ich z pewnością też irytuje ten fakt. Najlepiej niech o tym świadczy to, że jeden z żużlowców momentalnie po zejściu z podestu przeznaczonego dla nich, niemal zerwał maseczkę z twarzy.