A jednak polscy kibice nie wyobrażają sobie serialu Grand Prix bez Pragi. Dla nich to nie tylko turniej. To przede wszystkim szansa na rodzinną wycieczkę (Praga blisko) i podziwianie uroków miasta połączone ze smakowaniem złocistego napoju z pianką. Wiadomo, że Czesi mają dobre. Praga ważniejsza niż każdy inny zagraniczny turniej Po takiej wycieczce połączonej z degustacją świat wydaje się piękniejszy, a kibic jest w stanie znieść prawie wszystko. Także nudę i zerowe emocje. Bo choć na Pragę od lat narzekamy, to żyć bez niej nie możemy. Stała się ona ważna do tego stopnia, że piszemy i mówimy o niej więcej niż o innych zagranicznych turniejach. Dla polskich zawodników wygrać, czy nawet stanąć na podium w Pradze, to sukces prawie równie wielki, jak zwycięstwo w krajowej rundzie Grand Prix. Bo Praga ma swój urok, co rozumieją także byli i obecni promotorzy cyklu. Już BSI przymykało oko na to, że Czesi nie są w stanie wyłożyć wielkich pieniędzy za licencję. Gdy my w Polsce płaciliśmy już grubo ponad milion, to Praga wykładała niespełna pół. Jednak Anglicy bili brawo. I nikt nie myślał, żeby GP przenieść do Pardubic. Przyszli Amerykanie z Discovery i jest to samo. Emocje skumulowane na prostej startowej i pierwszym łuku Zatem, na 99 procent, możemy się szykować na kolejne zawody, w których emocje zostaną skumulowane na starcie i pierwszym łuku. To tam rozegra się walka o zwycięstwo. Będą więc mikroruchy pod taśmą i próba przechytrzenia automatu, który będzie puszczał starty. Będzie wojna nerwów, walka na łokcie i taka jazda, jakiej nie zobaczymy nigdzie indziej. W końcu Zmarzlik w tamtej pamiętnej akcji z Woffindenem musiał się przesiąść z siodełka na błotnik, żeby wykrzesać dodatkową moc z silnika i osiągnąć prędkość, która pozwoliła mu wyprzedzić Anglika. - Pierwszy raz usiadłem na błotniku. Chyba sobie dłuższe siodełka zrobię - mówił wtedy Zmarzlik do swojego mentora Tomasza Golloba. Grand Prix Czech, czyli turniej dla koneserów Bo Praga jest turniejem dla koneserów. Przywołany wyżej Gollob zwracał kiedyś uwagę na to, jak skoncentrowany musi być zawodnik, żeby zrobić wynik na Markecie. Gollob mawiał, że "Praga kocha lub nienawidzi". Miał na myśli to, że stadion jest wysoko położony i wyczulony na zmienne warunki. Regulacje szybko uciekają, dlatego trzeba być czujnym. Być może Pragę trzeba by oglądać przez pryzmat parku maszyn. Puszczać migawki z toru, ale skupiać się głównie na tym co dzieje się w boksach zawodników. Na tej burzy mózgów i fizycznej pracy mechaników szukających ustawień, które dadzą wynik. Oby tylko silniki Zmarzlika pracowały lepiej niż ostatnio w Warszawie, gdzie musiał "dać z wątroby", żeby w ogóle stanąć na podium. Oby, bo konkurencja nie śpi, a Fredrik Lindgren już Pragę zdobywał i widać, że w tym roku bardzo chciałby do drużynowego złota z 2015 dorzucić także to indywidualne.