Partner merytoryczny: Eleven Sports

Nowy zakup Zmarzlika, a za rogiem kolejny problem. Została im tylko nadzieja

Bartosz Zmarzlik kupił maszynę imitującą start spod taśmy i trenował całą zimę refleks. Jakież było zdziwienie rywali, kiedy na początku sezonu błyskawicznie uciekał im już na pierwszych metrach. - Najważniejszą rzeczą jest stanąć na starcie, spojrzeć na słupek i być na nim w 100% skoncentrowanym - mówił Marek Cieślak, legenda reprezentacji Polski. To sprawiło, że Zmarzlik przez pierwsze tygodnie był nieuchwytny, wygrywał wszystko co popadnie. Nagle jednak przyszedł kolejny kłopot. Kiedy wszystko szło zgodnie z planem, to problem pojawił się z silnikami.

Bartosz Zmarzlik zafrasowany.
Bartosz Zmarzlik zafrasowany./Paweł Wilczyński/Zdjęcia Paweł Wilczyński

 Choć Bartosz Zmarzlik jest powszechnie uważany za najlepszego zawodnika w historii, to nie był i najpewniej nie będzie idealny pod każdym względem. Jego dotychczasową bolączką był moment startowy, co zmuszało go niejednokrotnie do ostrej jazdy na dystansie. Wszystko zmieniła jedna decyzja.

Postawił wszystko na jedną kartę, efekt był piorunujący

Zmarzlik kupił zimą maszynę do ćwiczenia refleksu. Cały przedsezonowy okres poświęcił praktyce jednego w teorii prostego elementu. - Starty to jest umiejętność skupienia się. Reakcję można trochę poprawić, ale nie za bardzo. Najważniejszą rzeczą jest stanąć na starcie, spojrzeć na słupek startowy i być na nim w 100% skoncentrowanym. Widać po Bartku, że można to wypracować - mówił w kwietniu Marek Cieślak dla Canal+.

Na pewno miało to olbrzymi wpływ w początkowej fazie sezonu. 29-latek wygrywał wszystko, co popadnie. Od Speedway Silesia Cup w Częstochowie przez Memoriał Edwarda Jancarza w Gorzowie po Łódź Kreuje IMME. Zmarzlik dosłownie nie brał jeńców, wystrzeliwał ze startu i tyle go widzieli. W PGE Ekstralidze było to samo, ale tylko do pewnego czasu.

Niespodziewany kryzys, nerwy i wiele upadków Zmarzlika

Potem zaczął się spory problem, ponieważ silniki Ryszarda Kowalskiego nie były wystarczająco szybkie. Reprezentant Polski musiał dać bardzo wiele od siebie motocyklowi, żeby wygrywać na tym sprzęcie wyścigi. Bywało też tak, że już sam zawodnik nie dawał rady. Zmarzlik wpadł wówczas w poważny kryzys, zaczęły się niekontrolowane upadki i masa nerwów.

5-krotny mistrz świata nagle już tak nie dominował. Dało się z nim wygrać, co doszczętnie wykorzystali Maciej Janowski z Patrykiem Dudkiem podczas cyklu trzech finałów IMP. Jak się okazało w Grand Prix nikt nie był w stanie wykorzystać tych kłopotów i Polak przypieczętował kolejne złoto.

Groźna sytuacja w meczu Plusligi! Siatkarz przeskoczył... ławkę. WIDEO/Polsat Sport/Polsat Sport

Sprzęt stał się bardzo czuły

W gruncie rzeczy chodzi o to, że silniki Kowalskiego od jakiegoś czasu stały się niezwykle czułe na wszelkie regulacje. Obecnie wszystkie silniki są bardzo czułe, ale te wychodzące spod ręki polskiego mechanika szczególnie. Choć ktoś powie, że przecież taki Artiom Łaguta także korzysta z usług tego samego tunera, a był dużo lepszy od Zmarzlika. 

Warto jednak podkreślić, że Łaguta pauzował cały 2022 rok. Jego team nadal korzysta ze starych silników, które były dosłownie najlepsze na świecie. Wystarczyło trochę wiedzy, żeby dostroić tę maszynę i ciut talentu, aby odpowiednio ją poprowadzić. I choć Zmarzlikowi wydawało się, że ma już wszystko dopięte na ostatni guzik, to w następnym sezon wejdzie z wieloma znakami zapytania.

Bartosz Zmarzlik, Maciej Janowski/Paweł Wilczyński/Zdjęcia Paweł Wilczyński
Bartosz Zmarzlik relaksuje się przed startem./Łukasz Trzeszczkowski/Zdjęcia Łukasz Trzeszczkowski
Bartosz Zmarzlik w Grand Prix./Łukasz Trzeszczkowski/Zdjęcia Łukasz Trzeszczkowski
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem