Problemy Dudka zaczęły się w momencie przejścia na emeryturę jego wieloletniego i zaufanego tunera, Jana Anderssona ze Szwecji. Polski zawodnik miał świadomość, że bez tego człowieka może przez jakiś czas być mu trudno i pierwsze miesiące nie będą przyjemne. Zapewne w najczarniejszych snach nie zakładał jednak, że odejście Anderssona de facto załamie jego sportową karierę. Dudek od dłuższego czasu jest po prostu nie do poznania. I nic się w tym zakresie nie zmienia. Mniej więcej w połowie zeszłego sezonu Patryk naprawdę był już u kresu wytrzymałości. Zawalał mecz za meczem, a przecież w Apatorze miał być liderem. Potem jego passa na chwilę się odwróciła, zaczął jechać znacznie lepiej. Wyszła jednak słynna sprawa z silnikiem. Jednostkę zarekwirowano, a Dudek wrócił do swojego poziomu. Swojego, czyli na ten moment po prostu przeciętnego, momentami wręcz słabego. A przecież mówimy o zawodniku naprawdę dużego formatu. To miał być przełomowy rok. Na razie nic na to nie wskazuje Choć sam Dudek ma pełną świadomość swoich problemów sprzętowych, to jednak założył że one kiedyś muszą się skończyć. Bardzo chciał od początku sezonu ruszyć z "kopyta". Póki co wygląda to jednak kiepsko, po raz kolejny. Niedzielny wstęp w Kryterium Asów tylko to potwierdził. Fatalny początek (dwa zera w zdecydowany sposób), potem było trochę lepiej. Czy jednak sześć punktów to pułap, który interesuje takiego zawodnika? Raczej wątpliwe. Sezon oczywiście jest długi i ktoś tej klasy niemal w każdej chwili może zaskoczyć powrotem do dawnej formy. Problem w tym, że u Dudka symptomów nie widać. Tu marazm trwa już naprawdę długo. Jedynym pocieszeniem, o ile w ogóle można to tak nazwać, jest fakt że nie jest sam w tym gronie. Swoje problemy mają też jego dobrzy kumple: Piotr Pawlicki czy Maciej Janowski. Żaden z nich nie jedzie na miarę swoich możliwości. A każdy ma potężny talent do tego sportu.