Dariusz Ostafiński, Interia: Został pan prezesem Stali Gorzów, choć wcale pan tego nie chciał. Dariusz Wróbel, prezes ebut.pl Stali Gorzów: Na początku miałem tylko skontrolować sytuację. A potem? - A potem wszyscy zaczęli mi mówić, że byłoby warto, żebym się jednak zastanowił i został. Powiedziałem, że nie chcę, ale zobaczymy. Sprawdzimy sytuację i wtedy będziemy decydować. Nagle zaczął mówić o Zmarzliku. Sponsorzy przecierali oczy, chodzi o 11 milionów Kiedy dowiedział się, że Stal jest zadłużona na 12 milionów Nie było jednak wyjścia. Pan był jedynym odważnym. - Czy jedynym? W sieci i w mediach pojawiały się inne nazwiska. Nie wiem tylko, czy to było na poważnie. A jak pan usłyszał, że zadłużenie wynosi 12 milionów, to nie miał pan ochoty uciekać. - Przez chwilę pomyślałem, żeby to zrobić, ale to była chwila. Mimo ogromnych zaległości wierzyłem, że można to wyprostować. Naprawdę? - Tak, bo rozmawiałem z ludźmi, ze sponsorami i z władzami miasta. O czym? - Choćby o nowym sponsorze tytularnym, ale nie tylko. Potem jeszcze sprawdziłem koszty, jakie klub dotąd ponosił i zobaczyłem, że jest światełko w tunelu. Poza tym proszę sobie wyobrazić, co by było, jakby to się skończyło bankructwem. Wróbel: Bankructwo, to byłby koniec Rozmawiałem ze sponsorami. Niektórzy z nich mówili, że bankructwo mogłoby być lepszym rozwiązaniem niż walka ze spiralą zadłużenia. - Patrząc na to czysto ekonomicznie, to najbardziej logicznym rozwiązaniem było to położyć, ale zachodzi pytanie, czy o to chodzi. Ja przyszedłem, żeby to ratować, a nie po to, żeby ogłosić upadłość. Inna misja nie miałaby sensu. Bankructwo, to byłby koniec 77-letniej historii. Zresztą nie znam klubu, który po czymś takim wróciłby w glorii i chwale. Licencja nadzorowana? - To już kompletnie nie miało sensu. Trzy kluby z taką licencją padły. Co pan sobie pomyślał, kiedy pana poprzednik Waldemar Sadowski zostawił to wszystko, wsiadł na pokład wycieczkowca i popłynął w rejs. - Nie chciałbym mówić, co sobie pomyślałem. Na pewno czas nie był odpowiedni, ale tak zdecydował. Mamy demokrację, każdy ma możliwość dokonywania wyborów. On tak zdecydował, a czy słusznie, to historia oceni. Tak spłacił 6,5 miliona złotych. Kulisty oddłużania Stali Pan, wchodząc na pokład Stali, musiał się mocno napocić, żeby przekonać sponsorów Stali do pomocy. Odwoływał się pan do emocji, bo to nie było tak, że oni od razu zadeklarowali wpłatę milionów. - Widzę, że źródła pan ma ciekawe, ale po kolei. To nie tak, że był jakiś wielki sprzeciw. Musiał się pan jednak nagimnastykować. - Musiałem. Sponsorzy nie do końca wierzyli, że to się może udać. Niektórzy zwracali uwagę, że mają wyłożyć pieniądze w chwili, gdy nie wiadomo, czy klub będzie istniał. Każdy podchodził ostrożnie, część wolała się wstrzymać, poczekać, ale finalnie się udało. W sumie, pod koniec października, spłaciliście 6,5 miliona złotych zadłużenia. 2 miliony zostały z ostatniej transzy z PGE Ekstraligi, 4,5 miliona zebraliście. - Skoro pan tak mówi, to tak musiało być. Jak pytałem innych ludzi o pana, to mówili, że jak Dariusz Wróbel tego nie weźmie i nie uratuje, to nikt inny tego nie zrobi. Mówili, że jest pan twardy, uparty, no i optymista. - Nie ukrywam, że jest mi miło. Ja sam siebie oceniał nie będę. Nie chcę, nie potrafię. A poza tym wiedziałem, na co się piszę. Zanim powiedziałem, że to zrobię, to też się zastanawiałem, czy na pewno mam na to czas, bo prowadzę swoją działalność, ale zostałem postawiony przed faktem dokonanym. Ludzie, którzy mnie namówili, zaczęli mówić, że nie ma wyjścia, że trzeba kolejne kroki robić, że klub nie może mieć twarzy Waldka Sadowskiego, bo Stal potrzebuje zaufania, że może je dać tylko nowa twarz. Ja myślę, że po tym pana spotkaniu z kibicami nie było innego wyjścia, jak mianowanie pana prezesem. Wtedy ludzie pana "kupili" i ta pana grupa wsparcia musiała to zauważyć. - A teraz trzeba znaleźć ludzi, fachowców, którzy wejdą do zarządu i rady nadzorczej. Ja nie chcę, żeby to byli moi ludzie. Ja chcę, żeby to byli ludzie z różnych układów. Stal Gorzów będzie sprzedawała akcje. Jest zielone światło Pana poprzednicy wszystko obstawili swoimi i w zasadzie nie było nad tym co robią żadnej kontroli. - Każdy ma swój pomysł na funkcjonowanie klubu i ja tego nie zamierzam oceniać. Natomiast sam chcę, żeby teraz było transparentnie. Tu już nawet nie chodzi o kontrolę, ale o planowanie. Jestem za tym, żeby decyzje podejmować w grupie. Wtedy trudniej o błąd. Jeśli każdy ruch zostanie dobrze omówiony i przeanalizowany, to Stal tylko na tym zyska. Mnie nie zależy na tym, żebym był wielkim panem prezesem. To tylko kwit na papierku, nic więcej. Siła tkwi w grupie. Dlatego teraz trzeba na spokojnie, z głową, znaleźć ludzi, fachowców. Kogoś z miasta, z biznesu, ze znajomością prawa, to musi być szeroki krąg. Najważniejsze jest jednak zdobycie kasy. Słyszałem o dwóch pomysłach. Jeden, to wypuszczenie akcji, drugi to wejście PGE do nazwy stadionu. - Z PGE ja nie prowadziłem i nie prowadzę rozmów, więc nie wiem. Na akcje jesteśmy natomiast przygotowani. Wiele osób miało jednak poplanowane wyjazdy, więc czekamy, żeby byli wszyscy i wtedy podejmiemy decyzje. Dokumenty są gotowe, zielone światło jest i teraz chodzi o to, jaki pakiet ma zachować stowarzyszenie. Symboliczny procent, czy jednak więcej. A co ze spłatą pozostałych długów. 6,5 milionów zapłaciliście, ale drugie tyle czeka, a za chwilę trzeba się rozliczyć z Discovery za Grand Prix. - My musimy to zrobić. Nic by nam nie dało, jakbyśmy działali krótkowzrocznie i zatrzymali się na tym, co było potrzebne do licencji. Wszystko musimy spłacić. Mamy plan. Za chwilę ruszamy ze sprzedażą karnetów i to będzie ta jedna cegiełka. Pewne rzeczy rozłożyliśmy na raty. Tam, gdzie były większe kwoty, dogadaliśmy się i działamy. Skupiamy się na pozyskiwaniu pieniędzy, analizujemy rynek, na chłodno podejmujemy decyzje. Co z Miśkowiakiem i gwiazdami Stali Gorzów Jak się uda wyjść na prostą, to pan zostanie, czy też będzie pan chciał odejść? - Tę decyzję musi podjąć grupa ludzi, która zostanie powołana. Mnie zależało, żeby uratować Stal, a wszystko poszło tak dynamicznie, że wylądowałem na fotelu prezesa. Bo musieliśmy dochować formalności, bo musiała być ciągłość. Ja się jednak nie upieram. Jak ktoś powie, że mam być, że się nadaję, to pewnie tak będzie. Tak jak jednak powiedziałem, chciałbym większą grupę w to zaangażować. Czy plan naprawczy zakłada redukcję kosztów na pierwszy zespół? Czy ktoś będzie musiał odejść? - Co do zasady plan naprawczy jest szukaniem oszczędności. Trzeba dobrze zdywersyfikować koszty, zmniejszyć je. Zawodnicy są sporym kosztem, ale mają ważne kontrakty, więc rozmawiamy i negocjujemy. Ważne, że oni wyrażają chęć współpracy. Na pewno będą oszczędności w stosunku do tego roku. Jakub Miśkowiak zostaje? - My nie mamy z nim podpisanego dokumentu. Gwiazdy będą jeździć za mniej? - Zamiana Szymona Woźniaka na Andrzeja Lebiediewa wprowadziła pewne oszczędności, ale jeszcze negocjujemy z dwójką naszych czołowych zawodników, Martinem Vaculikiem i Andersem Thomsenem. Z ich strony, jak powiedziałem, jest otwartość i zielone światło. Oni podchodzą bardzo rozsądnie i to cieszy. Temat jest otwarty. Powrót legendarnego trenera. Prezes rozmawiał z Chomskim Co ze sztabem i trenerem. Czy wróci Stanisław Chomski? - Z trenerem Chomskim rozmawiałem, mamy nienajgorszy kontakt, ale on nie chce wracać. Potrzebuje odpoczynku i spokoju. Może za jakiś czas zmieni, może będzie nam w stanie pomóc w jakiejś formie, ale to się okaże. W każdym razie przeprosiłem trenera na pierwszej konferencji za to, co się stało, bo ja mam inne podejście do ludzi i nie podobało mi się to, jak ta sprawa została rozwiązana. Jak chodzi o sztab, będziemy stawiać na swoich. Są panowie Świst i Orzeł, ale jeszcze będziemy rozmawiać i zastanawiać się, czy tego nie poszerzyć. Mówi się o panu Kowaliku, ale jak powiedziałem, będziemy dyskutować. Nie macie zawodnika na pozycję U24. - Tak i próbujemy jakoś ten problem rozwiązać. Są pomysły. Zasadniczo wiadomo, że mamy dwa wyjścia, postawić na kogoś konkretnego lub wstawić zawodnika, który będzie zmieniany przez innych. Pan, informując o spłacie tych 6,5 milionów powiedział, że teraz jest o Stal spokojny. Nie boi się, że audytorzy Ekstraligi do czegoś się doczepią? - Mnie chodziło tylko o to, że zostało spłacone to, co do licencji. W pełni spokojny byłbym, jakbym przyniósł w reklamówce duże pieniądze, a drugie tyle miałbym na jakieś ruchy na przyszłość. Zatem mój spokój jest ograniczony do tu i teraz. Kibice, jak się dowiedzieli o długach Stali, to zaczęli pytać, kto jest winny. Pan zna odpowiedź? - Nie chciałbym osądzać, na to przyjdzie czas. Ja chcę przedstawić, jak to wygląda teraz, ale nie chcę być sędzią. A tym bardziej nie chcę być sędzią, który wydaje wyrok, gdy sprawa się toczy. To nie moja rola. Wiem, że jest taki czas, że niektórych najchętniej wrzucono by na stos, ale ja chcę do tego podejść spokojnie. Jest deklaracja w sprawie powrotu Zmarzlika Co będzie ze Zmarzlikiem? - Pozdrawiam go serdecznie. Pytam, bo pana poprzednik, gdy spotkał się ze sponsorami, by przedstawić im stan finansów, zaczął mówić o powrocie Zmarzlika w 2026. I to pomimo olbrzymich długów. - A mówią, że to ja jestem optymistą. A ja jestem realistą. Co do Bartosza, to on sobie działa i tyle. A co się wydarzy kiedyś, to tego nie wiem. To się pan wykpił. A już myślałem, że czymś pan zaskoczy. - Czym bym tu mógł zaskoczyć? Może po prostu tym, że wierzę w to, że nam się uda. Warto to podkreślić, że wielu ludzi się w to zaangażowało. Mam na myśli kibiców, sponsorów, działaczy, władze miasta. Zbyt wielu, by to miało za chwilę upaść. Pan wchodzi z czystą kartą. - Tyle że z ciężkim bagażem na plecach. Myślę sobie jednak, że tego nie da się zepsuć. Nie można tego zepsuć. Dla mnie ważne, żeby to było przejrzyste. Dziś nie powiem, czy wyprostujemy całe finanse za rok, czy dwa, ale jest perspektywa środków spoza budżetu, a to nam pomoże. Wierzę też, że Ekstraliga zrobi wszystko, żeby to ustabilizować. Tam są kompetentni ludzie, a nam potrzeba realnych cen za zawodników. Ja już teraz zapewniam, że będę oglądał każdą złotówkę dwa razy, zanim ją wydam. Ja lubię opierać się na faktach. Mam na koncie, to wtedy pasuje. Jak nie, to nie obiecuję.