Dariusz Ostafiński, Interia: Pan jest prezesem, pełniącym obowiązki prezesa czy prezesem medialnym? Pytam, bo czytałem o jednym spotkaniu członków zarządu, a tak się chyba prezesa nie wybiera. Waldemar Sadowski, nowy prezes Stali Gorzów: Zgodnie ze statutem prezesa powołuje rada nadzorcza. I ta nasza rada spotka się w przyszłym tygodniu i podejmie stosowne uchwały. My trochę wyszliśmy przed szereg, bo sytuacja jest wyjątkowa i chcieliśmy tym wyborem zasygnalizować, że Stal ma kapitana, że ma kto tym okrętem sterować. Rozumiem. A czy zanim powiedział pan kolegom, że zgadza się na wybór, to zajrzał pan do każdej szafy? - W zarządzie nie jestem od tygodnia. To już będzie półtora roku. I to jest taki czas, gdzie ja naprawdę angażowałem się w pracę w klubie i nie miałem żadnych obaw, mówiąc: tak, wezmę to. Czuję odpowiedzialność, ale jestem spokojny, bo wiem, że otacza mnie grono kompetentnych ludzi. Jednak to dobrze, bo ten rok jest dla nas ważny, świętujemy 75-lecie. Czyli nie boi się pan, że z którejś szafy wypadnie jakiś trup? - Nie boję się. W szafach są segregatory, które sam skrupulatnie opisałem. Nie boi się pan też o toczące się w gorzowskiej prokuraturze postępowanie? Przypomnę, że chodzi o nieprawidłowe faktury w rozliczeniu miejskiej dotacji. - Dopóki toczy się postępowanie w sprawie, to nie chcę tego komentować. Na tym etapie jest na to a wcześnie. Powołanie pana na funkcję prezesa definitywnie zamyka prezesurę pana Marka Grzyba? - To nie jest decyzja zarządu, to rada nadzorcza jest od tego i ta rada wie, co ma zrobić. Nie znam przedsiębiorstwa, gdzie jest dwóch prezesów. Ja też nie znam. I nie wyobrażam sobie, że poprzedni prezes miałby wrócić po tym, co się stało. - Pamiętajmy jednak, że ta sprawa, którą zajmuje się prokuratura, a w której przewija się pan Marek, nie dotyczy Stali, lecz jego firmy. Druga rzecz jest taka, że on ciągle jest niewinny. Jest coś takiego, jak domniemanie niewinności. Za wcześnie na osądzanie. To w takim razie zapytam, co się stanie, jeśli pan Marek za tydzień, dwa wyjdzie, bo złoży odwołanie od nakazu trzymiesięcznego aresztu i tym razem sąd zdecyduje, że go puści. Może w tej sytuacji mogliście poczekać ze zmianą na stanowisku. - Jednak, kto da gwarancję, że stanie się tak, jak pan mówi? Nikt nie da takiej gwarancji, a klub musi funkcjonować. Stal to jest poważna firma, instytucja, która ma określone cele. Nie możemy się rozglądać na boki, musimy iść do przodu. Gdyby jednak pan Marek wyszedł z aresztu, to pan odda mu stery? - Za szybko mnie pan o takie rzeczy pyta. Dopiero co się o wszystkim dowiedzieliśmy. Mnie teraz interesują najbliższe dni, tygodnie. Musimy się przygotować do Grand Prix w Gorzowie. Nie ma czasu na wyhamowanie. Ja wiem, to o czym pan mówi, to jest poważny temat, ale jest wiele innych, jeszcze ważniejszych, które teraz musimy rozwiązać. Wszystko się zbiegło z meczem w Ostrowie. Wiceprezes Daniel Miłostan pojechał na to spotkanie, żeby być blisko zawodników, żeby oni czuli się pewnie. Teraz właśnie takie rzeczy zaprzątają nam głowę. Czy zwolni pan dyrektora klubu Tomasza Michalskiego? Pytam, bo swego czasu pisałem o jego dziwnej rozmowie z jednym ze sponsorów, którą ten drugi odebrał bardzo jednoznacznie, jako żądanie nienależnej prowizji. - Teraz tak naprawdę zacznie się dla mnie czas pracy ze wszystkimi, którzy są w klubie. To będzie taka praca bezpośrednia. Znam każdego z pracowników, ale dopiero teraz będziemy razem na froncie. Będę potrzebował doświadczonych ludzi na tym froncie. Wierzę, że mnie nie zawiodą. Nie odpowiedział pan na pytanie? - Bo teraz takie pytanie mógłby pan zadać odnośnie każdego pracownika. Pan Michalski, to nie zupa pomidorowa, którą się lubi, bądź nie. Jak powiedziałem, muszę poznać wszystkich bliżej niż dotąd. Na ten moment wierzę w kompetencje każdej z osób, wierzę w ich zaangażowanie. A podoba się panu to, co mówi honorowy prezes Władysław Komarnicki. To on przez trzy lata wmawiał wszystkim, że poprzedni prezes jest super, to był jego człowiek, a teraz, jakby nigdy nic przedstawia siebie, jako człowieka, który wjeżdża na białym koniu i rozstawia was po kątach. - Ja bym się nie doszukiwał w medialnych wypowiedziach prezesa honorowego niczego złego. Obowiązki zatrzymały go w senacie, był poza Gorzowem, a kiedy wrócił, to jako człowiek, który wiele dla tego klubu zrobił, i któremu Stal nie jest obojętna, poprosił zarząd o spotkanie. To była normalna rozmowa. My się cieszymy, że możemy skorzystać z jego rady, że mamy kogoś tak poważanego i oddanego dla klubu. Prezes Komarnicki w rozmowie z WP SportoweFakty kreślił wizję, w której to on zwołał spotkanie i ugasił pożar. - Zapewniam, że to nie tak. To była bardzo spokojna, rzeczowa rozmowa, z której zarząd jest bardzo zadowolony, bo cieszymy się, że na taką osobę możemy liczyć. Był pan u Bartosza Zmarzlika? - To był jeden z pierwszych kierunków, w którym podążyłem. Spotkałem się w czwartek z pracownikami, potem sprawdziłem, czy Bartosz jest w domu i pojechałem do niego, żeby porozmawiać. Uspokoił go pan? - Tak. Wszyscy byliśmy bardzo zaskoczeni tym, co się stało. Wiedziałem też jednak, że jak wszystko Bartoszowi wyjaśnię i wytłumaczę, to będzie mógł wrócić do swoich zadań i skupić się na sporcie. A czy Zmarzlik jest rozliczony, bo ja różne wersje słyszę? - Nie wiem czasami, skąd się biorą te informacje. Codziennie przychodzą do klubu jakieś faktury i zobowiązania, ale wszystko jest na bieżąco regulowane. Ja od początku, odkąd jestem w Stali, wprowadziłem czytelny system dla mnie i dla wszystkich. I z tego systemu rozliczeń cały czas korzystamy. Zawodnicy mogą być spokojni. Nie boi się pan, że Zmarzlik ucieknie ze Stali po sezonie? - Relacja z Bartkiem, z jego teamem, jest poprawna. Może w świetle ostatnich zdarzeń jest jakieś ziarno niepewności, ale my wiemy, kiedy otwiera się okno transferowe. Już się otworzyło. - No więc my wiemy, kiedy trzeba usiąść i porozmawiać o przyszłości. Byłbym tutaj o Bartka spokojny. Kibice też mogą być spokojni o naszą determinację, bo my wiemy, ile Bartek znaczy dla tego klubu. Paradoksalnie, biorąc pod uwagę zgrzyty między Zmarzlikiem i byłym prezesem, ta nowa sytuacja może pomóc w rozmowach. - Nie mnie to oceniać. Ja w relacje obu panów nie wchodziłem. Krążą też informację, że Martin Vaculik przebiera nogami, żeby uciec ze Stali. - Jestem w kontakcie z wszystkimi zawodnikami. Z Martinem też rozmawiałem. Znamy się bardzo długo, jeszcze z czasów jego pierwszej przygody ze Stalą. Nie zauważyłem, żeby Martin nerwowo przebierał nogami i szykował się do odejścia. Ja mam z nim dobre relacje, jestem zaangażowany, będziemy rozmawiać. W takich sytuacjach jak ta rodzi się obawa, czy jest kasa na dokończenie sezonu? - Oczywiście, że jest kasa. Natomiast sprawy budżetu są dynamiczne i zależne od wielu czynników, choćby od tego ilu kibiców przyjdzie. Na ten moment jesteśmy jednak spokojni i nie ma żadnych obaw. Zależy nam na tym, żeby raz na zawsze uciąć spekulacje dotyczące naszej wypłacalności. Stal nadal jest jednak w fazie gaszenia pożarów. Musi uspokajać, zapewniać i tak dalej. - Dlatego jesteśmy w pewnym procesie. Jeszcze do paru ludzi musimy podjechać. Przed nami spotkania z kolejnymi sponsorami i władzami miasta. Czy jest coś, co wymaga spotkania z poprzednikiem? - Jako zarząd pracowaliśmy kolegialnie i mieliśmy posiedzenia na tyle często, że każdy z nas wie wszystko. Nie byliśmy członkami biernymi, byliśmy zaangażowani. Naprawdę nie musimy się spotykać i pytać Marka, gdzie jest klucz od biurka. Czy rada nadzorcza uzupełni skład zarządu? - Nie wiem. Pewnie oni będą nas pytali, czy i jak sobie radzimy, a potem zapadną decyzje. Pan został prezesem spółki, a co ze stowarzyszeniem, gdzie prezesem nadal jest pan Grzyb? - To będzie kolejny nasz krok. Na razie w stowarzyszeniu jest prezes Grzyb i dwóch członków zarządu, w tym ja, ale to się zmieni w kolejnym kroku, po kolejnych decyzjach. Rozmawiał pan już z prezesem Ekstraligi? - Nie, ale on dzwonił do pana dyrektora i ja byłem osobiście przy tej rozmowie. Uznałem, ze już nie muszę wykonywać telefonu, bo wszystko zostało wyjaśnione. Zdaje pan sobie sprawę, że każda kolejna wiadomość w sprawie postępowania prokuratury przeciwko pańskiemu poprzednikowi nie będzie dobrą reklamą dla Stali? - Wiem, jaka odpowiedzialność na mnie ciąży i wiem, jak działają media. Liczę jednak na ich wyrozumiałość, bo my chcemy działać transparentnie. My jesteśmy ludźmi, którzy kochają ten sport, a jak mówiłem, sprawa byłego prezesa nie jest w żaden sposób związana z klubem. Czego panu życzyć? - Wytrwałości. Po prostu trzymajcie za mnie kciuki, bo sportowo nasze cele się nie zmieniły. Mamy rok 75-lecia i walczymy o złoty medal. Czujemy się sportowo mocni, więc liczę, że to złoto będzie. Dla mnie fajne jest to, że jako prezes debiutowałem w tym samym dniu, co nasz utalentowany 16-latek Oskar Paluch. Teraz każda kolejna rocznica będzie naszą wspólną. Szkoda, że nie mogłem wspierać drużyny w Ostrowie, ale miałem z dawna zaplanowany piknik rodzinny w firmie. Nie mogłem tego odwołać. Zrobiliśmy jednak grilla, ładnie się ubraliśmy i kibicowaliśmy Stali. To już tak na koniec zapytam, ale do polityki się pan nie wybiera? - Nie.