Finał Indywidualnych Mistrzostw Polski w nowym wydaniu Wciąż nie znamy oficjalnych założeń tego projektu, ale kibice żużla już mogą zacząć przyzwyczajać się do myśli, że tradycyjne jednodniowe zawody odejdą w niepamięć. Można powiedzieć, że będzie to epokowa zmiana, bo trzy turnieje IMP-u to zupełna nowość, która już teraz dzieli środowisko. Jedni kręcą nosem i narzekają, że ta idea zabije urok zawodów, które zawsze wzbudzały dodatkowe emocje. Ileż to razy mieliśmy już sensacyjnych zwycięzców? Długo by wyliczać, ale z z ostatnich nastu lat można by wspomnieć historyczną już szarżę po tytuł Janusza Kołodzieja, który pokonał wielkiego mistrza Tomasza Golloba, czy sensacyjne wygrane Adama Skórnickiego, Tomasza Jędrzejaka i Szymona Woźniaka. O tym, jak jednodniowy turniej jest specyficzny i trudno sięgnąć po najcenniejsze trofeum przekonał się sam Bartosz Zmarzlik. Wicemistrz świata na pierwsze złoto czekał aż do sezonu 2021. Wcześniej też zdobywał medale, ale tego najcenniejszego nigdy nie udało mu się wywalczyć. I taki też jest argument zwolenników nowego pomysłu, którzy twierdzą, że innowacyjna formuła wyeliminuje przypadkowość. Nawet, jeśli komuś w pierwszych zawodach nie pójdzie, to nie straci szansy na końcowy sukces. Poza wszystkim więcej torów, to bardziej wszechstronny mistrz, a nie matador jednego owalu. Myślę sobie, że w tej wymianie zdań mają rację i jedni i drudzy. Finał IMP był zawsze wyjątkowym momentem w żużlowym kalendarzu i sam fakt, że podczas jednych zawodów może wydarzyć się coś niespodziewanego wywoływał dodatkowe emocje. Z drugiej jednak strony rzeczywiście będziemy wyłaniać tego najlepszego. A za tym wszystkim na końcu oczywiście idzie też biznes. Dodatkowe zawody można odpowiednio sprzedać, a i telewizja wypełni swoją ramówkę po utracie praw do cyklu Grand Prix. Czekamy na finalne ustalenia w sprawie tego "nowego, IMP-owe ładu", ale chyba można powoli oswajać się z myślą o nowej rzeczywistości. A jeśli do tego finalnie dojdzie, to dla mnie osobiście trójka miast - organizatorów powinna mieć reprezentację każdej z lig. Po jednym torze z PGE Ekstraligi, eWinner 1. Ligi i 2. Ligi Żużlowej. Ot, taki ukłon w stronę klubów z niższych szczebli oraz szansa dla tych, którzy co weekend nie ścigają się w Lesznie, Wrocławiu, czy Toruniu.