Zacznijmy od tego, że Bartosz to człowiek wybitnie nieufny i jak ognia unikający nowych osób wokół siebie. Od wielu lat współpracuje z tym samym, wąskim gronem. Otoczony jest też w dużym stopniu rodziną, bo to dla niego podstawa sukcesów zawodowych. Zmarzlik ograniczonego zaufania nauczył się najpewniej od Tomasza Golloba, który jest jego wielkim mentorem i niegdyś zachowywał się bardzo podobnie. Zmarzlik nie lubi nowych ludzi w swoim otoczeniu. To widać już na pierwszy rzut oka. Tym większe było zdziwienie, gdy niedawno w boksie Polaka pojawił się były mechanik na przykład Nickiego Pedersena, Marek Hućko. Jaka jest rola nowego majstra? Tu chodzi o GP w Toruniu. Bartosz nie czuje się ostatnio na torze najlepiej. I nie jest to tylko kwestia gorszych zdobyczy punktowych. Widać u niego dawno niewidziane spięcie w jeździe, jakby był zestresowany i nadal pamiętał zajście z Vojens. Zresztą, sam miał ostatnio mówić, że ma chwilowo dość żużla. To będzie wojna nerwów. Miało być o nic, będzie o wszystko Przed ostatnim turniejem GP w tym sezonie Zmarzlik ma sześć punktów przewagi nad Frederikiem Lindgrenem. Dużo to i mało. Gdyby nie kontrowersyjna dyskwalifikacja z Danii, Polak zapewne w Toruniu jechałby wyłącznie towarzysko. A tak, stracił znaczną część przewagi, którą mozolnie i sportowo budował przez cały sezon, będąc po prostu lepszym od rywali. Tymczasem teraz sytuacja wygląda tak, że jeden głupi błąd czy taśma w półfinale może skończyć się fatalnie, czyli utratą złota. To byłby szok dla wszystkich. Co może wnieść Hućko do teamu Zmarzlika? Tu nie chodzi o jakąś wielką wiedzę, bo tę osoby współpracujące z mistrzem mają z całą pewnością. Bardziej jest to kwestia świeżego spojrzenia, spokoju i kreatywności. Czasem jest tak, że jeśli długo z kimś pracujesz, to w kryzysowym momencie nie bardzo wiesz jak mu pomóc. A Hućko może dać Zmarzlikowi coś ekstra, czego być może w jego teamie nikt by nie wymyślił. I nie jest to oczywiście kwestia braku wiedzy, tylko opisanej wcześniej świeżości.