Nowe fakty ws. hitowego transferu. Stracił pracę i chwycił za telefon. "Nie poszło o pieniądze"
Transfer Jakuba Miśkowiaka do ZOOleszcz GKM-u Grudziądz to jeden z hitów trwającej jeszcze giełdy. W rozmowie z Interią prezes klubu Marcin Murawski odsłania kulisy długich rozmów z teamem zawodnika. Wszystko zmieniało się jak w kalejdoskopie. - Rozmawialiśmy przez pięć tygodni. Nie było żadnej licytacji i podbijania stawek Przedstawiliśmy jedną ofertę. Zaryzykowaliśmy, ale było warto - mówi nasz rozmówca.
Jakub Czosnyka, Interia.pl: Przeprowadził pan jeden z najgłośniejszych transferów tegorocznej giełdy sprowadzając do GKM-u Jakuba Miśkowiaka. Zdradzi pan kulisy tych rozmów?
Marcin Murawski, prezes ZOOleszcz GKM-u Grudziądz: Jakub Miśkowiak od początku był numerem jeden w moim i Roberta Kościechy kalendarzu. Chcieliśmy bardzo zakontraktować tego zawodnika oraz zachować trzon drużyny, co w naszym mniemaniu stworzyłoby optymalne zestawienie. Zawodnicy już w zeszłym sezonie się ze sobą zżyli i zgrali, więc nie było sensu tego zmieniać. Ostatnie miesiące pokazały nam, że to istotny czynnik, który może dać nam kilka dodatkowych punktów.
Pierwsze rozmowy z teamem Miśkowiaków odbyły się bardzo dawno. Wtedy był jednak problem taki, że Kuba nie chciał co roku zmieniać klubu oraz bardzo cenił sobie współpracę z trenerem Stanisławem Chomskim. Wtedy zakończyliśmy te rozmowy. Jednak, gdy usłyszałem, że w Gorzowie doszło do zmiany trenera, to chyba w ciągu 60 sekund skontaktowałem się z Robertem i Jakubem Miśkowiakami wracając do rozmów. Czułem, że jest grunt, aby wrócić do tematu. Dodam przy tym, że w trakcie naszych wszystkich rozmów była tylko jedna oferta finansowa bez żadnego podbijania stawki.
Nie było licytacji o kontrakt Jakuba Miśkowiaka
W mediach mówiło się o licytacji o kontrakt Jakuba Miśkowiaka.
Powiem szczerze, że ani razu nie zmienialiśmy swojej oferty. Wiem też, że Robert i Jakub Miśkowiakowie nie brali pod uwagę innych opcji, a mieli zapytania z Rybnika i Częstochowy. Sądzę, że Kuba musiał dojrzeć do tej decyzji. Bardzo się cieszę, że się udało doprowadzić ten temat do końca.
Nie było obaw o formę tego zawodnika, bo przecież w ostatnich latach różnie było z jego wynikami.
Kuba od początku chciał stabilizacji. Nie chciał zmieniać otoczenia i domowego toru. Przekonywałem go od początku, że tor w Grudziądzu będzie mu sprzyjał. Nasz owal preferuje startowców, a wiemy, jak doskonały w tym elemencie jest nasz nowy zawodnik. Uważam, że Jakub może u nas się super odnaleźć i notować lepsze wyniki niż w Gorzowie. W tym miejscu trzeba jednak podkreślić, że końcówka sezonu w jego wykonaniu była naprawdę udana. Wystarczy spojrzeć na wyniki.
To największy transfer, jaki przeprowadził pan za swojej prezesury?
Na pewno tak. To były pięć tygodni intensywnych rozmów. Nawet codziennych. W tym czasie złapaliśmy bardzo dobry kontakt z Jakubem i Robertem. Nie odpuszczałem do końca, więc cieszę, że tak to się zakończyło.
Wcześniej wytykano panu, że GKM nie potrafi przeprowadzić głośnego transferu. Denerwowały takie głosy?
Nie zwracam na to uwagi. To nie wynika z naszej nieudolności, ale faktu, że nie jesteśmy dużym miastem i klubem. Nie jest więc łatwo ściągnąć zawodnika z TOP 10. Generalnie transfery nie są łatwym tematem, bo spójrzmy, że głośnych transferów wcale nie mamy dużo, gdy idzie o czołówkę. Dodam, że naszym sukcesem jest też utrzymanie obecnej kadry, bo przykładowo Max Fricke miał bardzo wiele ofert z innych klubów.
Umowa z Jakubem Miśkowiakiem została zawarta na rok?
Podpisaliśmy kontrakt na jeden rok, ale z perspektywą pozostania w Grudziądzu. My będziemy potrzebować polskich seniorów i wierzymy, że Kuba się u nas odnajdzie. Chcemy pomóc mu w rozwoju.
Pludra pozostawał planem "B" dla GKM-u
Miśkowiak zastąpi w drużynie Kacpra Pludrę, który żegna się z klubem. Nie tak dawno udzielił wywiadu naszej redakcji, w którym w chłodnym tonie wypowiedział się na temat waszego rozstania.
Rozważaliśmy oczywiście inne warianty i prowadziliśmy rozmowy z różnymi zawodnikami. Zasadniczo chcieliśmy zatrzymać Kacpra Pludrę, gdyby nie wyszło z Miśkowiakiem i pomóc mu się odbudować. My doskonale wiemy, że ten chłopak potrafi jeździć, tylko należy poprawić parę rzeczy. A co do jego przyszłości w Grudziądzu, to czytałem ten wywiad z nim na waszych łamach i byłem nieco zaskoczony, bo wtedy nie zapadły jeszcze żadne decyzje. Sprawa była otwarta.
Byliście w kontakcie? Odbierał pan telefony od Pludry?
Nie było żadnych nieodebranych telefonów. Kacper czekał bardziej na telefon ode mnie. Gdy tylko dowiedziałem się, że Kuba Miśkowiak do nas trafi zadzwoniłem do niego i poinformowałem o naszej decyzji życząc wszystkiego co najlepsze w przyszłości. Zawsze jest mile widziany w Grudziądzu, a my nie chcemy palić za sobą mostów. Myślę, że wszystko przebiegło jak należy, a ja nie odczułem, aby była jakaś zła krew między nami.
Były jakieś alternatywne koncepcje składu, czy jest pan w pełni zadowolony z drużyny, którą udało się zmontować?
Było kilka koncepcji. Chyba nie warto o tym wspominać. Dzisiaj mogę jedynie powiedzieć, że cieszę się, że zaryzykowaliśmy, bo ten obecny skład był naszym planem A. Głęboko wierzę, że zaowocuje to w przyszłym roku.
To o jakie cele pojedzie w przyszłym sezonie GKM?
Na pewno transfer Kuby daje nam bardzo wiele i nadzieje na lepszy wynik niż w tym roku. Uważam, że mamy młody i wyrównany skład, który stać na wiele. Nie będziemy patrzeć w kierunku utrzymania, ale jednak w stronę pierwszej czwórki. Chcemy o nią powalczyć. Nie jesteśmy bez szans. Wymieniliśmy najsłabsze ogniwo, więc wszystko jest możliwe.