Formalnie Marcin Gortat nie sprawuje w Platinum Motorze żadnej funkcji. Jest jednak na meczach mistrza Polski w Lublinie. Zawsze blisko najważniejszych działaczy i zawodników. W Motorze mówią, że to przyjaciel klubu i prezesa Jakuba Kępy. Gortat czuje się kimś więcej niż przyjacielem Motoru Gortat czuje się chyba kimś więcej niż przyjacielem. Sądząc po jego wypowiedziach, on siebie traktuje jak część tego teamu. - Cieszy to, że w finale Grand Prix trzech zawodników Motoru stanęło na podium - mówił po sobotniej rundzie GP na PGE Narodowym. W ogóle mówiąc o Motorze i zawodnikach używał liczby mnogiej. "Jesteśmy sercem z Kuberą, wierzymy, liczymy", te stwierdzenia padające z ust Gortata pokazywały, jak bardzo utożsamia się on z ekipą mistrza Polski, jak bardzo czuje się częścią tego projektu. Na PGE Narodowym, to Gortat, a nie prezes Kępa, mówił dużo i chętnie o kontuzji Kubery, która może w pewnym stopniu skomplikować plany Motoru dotyczącego obrony mistrzowskiego tytułu. Kiedy działacz mówił o komunikacie, Gortat wyliczał, ile miesięcy może potrwać przerwa Kubery. Może nie zdradzał szczegółów o stanie zdrowia, ale mówił dużo i chętnie. Jakby ktoś nie wiedział, kim jest Gortat, to mógłby pomyśleć, że to jest właśnie człowiek, który kieruje Motorem. Gdyby nie Gortat, to tego zdjęcia by nie było Całkiem niedawno Gortat wrzucił na media społecznościowe zdjęcie z największymi gwiazdami drużyny: Bartoszem Zmarzlikiem i wspomnianym Kuberą. Kibice, którzy nie siedzą w żużlu, pytali, kto to i żartowali, że "Gandalf zrobił sobie zdjęcie z Hobbitami". Bo Gortat taki wysoki, a żużlowcy tacy niscy. Gortata i Zmarzlika dzieli 41 centymetrów. Cała reszta ich jednak łączy. Poza tym żarty na bok, bo być może nie byłoby tego zdjęcia, gdyby nie Gortat. Były koszykarz zimą 2022 gościł w Stanach prezesa Motoru, z którym złapał dobry kontakt. Na Instagramie można zobaczyć ich wspólne zdjęcia na skuterach wodnych i na meczu NBA. A w lutym ubiegłego roku u Gortata na urodzinach pojawili się zarówno Zmarzlik, jak i Kępa. To właśnie wtedy miało dojść do hitowego porozumienia prezesa Motoru z 3-krotnym mistrzem świata. Dla Zmarzlika jest autorytetem Jeden z naszych informatorów upiera się, że Gortat to spiritus movens ubiegłorocznego transferu Zmarzlika do Motoru. I nawet nie chodzi o to, że dał prezesowi Motoru i zawodnikowi Stali możliwość spotkania się i porozmawiania na prywatnym gruncie. Bardziej chodzi o to, że były koszykarz NBA jest w pewnym sensie autorytetem dla Zmarzlika. Ten jest w Gortata wpatrzony. Jest osobą, którą Zmarzlik szanuje i podziwia z racji osiągnięć i kariery w Stanach. Gortat jako ekspert od marketingu sportowego i bez wątpienia autorytet w spocie profesjonalnym zdecydowanie mógł zarazić Zmarzlika myślą o tym, że dobrze byłoby zmienić barwy klubowe. Nietrudno wyobrazić sobie Gortata mówiącego o tym, że sportowiec powinien wykorzystać swoje 5 minut, że powinien iść tam, gdzie dają mu więcej. W żużlu pojawił się ponad dwa lata temu Gortat w żużlu pojawił się ponad dwa lata temu jako człowiek pomagający Rohanowi Tungate’owi. Na początku mówił, że będzie mu pomagał od strony menadżerskiej, a kiedy przenosiny Tungate z Orła Łódź do Unii Tarnów zakończyły się finansową wtopą, to precyzował, że jego pomoc nie dotyczy kontraktów klubowych. I tak chyba jest, bo kiedy pytaliśmy Tungate, czy ma do Gortata żal o Unię i czy to on go namówił na ten klub, ten odpowiedział wprost: - Ta informacja nie jest prawdziwa. Zdecydowanie nie mam żadnych pretensji do Marcina. I nie kazał mi iść do Tarnowa, to był mój własny błąd. To ja chciałem tam jeździć. Tungate dostał w Unii na papierze 200 tysięcy złotych za podpis i 3 tysiące za punkt. Nigdy jednak nie zobaczył tej kasy na oczy. Gdy pojawiły się zaległości, wynegocjował, że Unia odda mu jedynie 30 procent zaległości. Jeden właściciel miał pretensje, drugi sprzedał mu helikopter Przy okazji tamtego transferu Gortat znalazł się na celowniku Witolda Skrzydlewskiego, właściciela Orła Łódź. Ten zarzucał mu różne rzeczy. Ewidentnie zirytowało go odejście Tungate’a. Straszył zresztą zawodnika, że pójdzie z nim do sądu. Mówił, że ma kwit, z którego wynika, że żużlowiec jest mu winny 100 tysięcy złotych. Sprawa ostatecznie rozeszła się po kościach. A zarzuty wobec Gortata były mocno przesadzone, bo pomagając mu w rozmowach z innymi klubami, tylko realizował jego wizję. To Tungate bardzo chciał zmienić otoczenie. Jednego właściciela klubu Gortat sobie zraził, a z innym nawiązał tak dobre relacje, że jeszcze odkupił od niego helikopter. Chodzi o właściciela Falubazu Zielona Góra Stanisława Bieńkowskiego, który jest zapalonym pilotem i miał w swoim hangarze model AS350. Nowy kosztuje 3 miliony dolarów. Nie wiemy, ile zapłacił Gortat. Wiemy natomiast, że po zakupie latał już maszyną należącą kiedyś do Bieńkowskiego i bardzo mu się to podobało. Helikopterem przyleciał nawet na jeden z meczów Motoru. W tygodniu poprzedzającym spotkanie załatwił z władzami Areny Lublin, że będzie mógł wylądować na terenie piłkarskiego stadionu, a potem wylecieć stamtąd w drogę powrotną do Łodzi. Tak też się stało.