Żużel a "antyszczepionkowcy" Kiedy w 2021 pojawiły się ogólnodostępne szczepionki szybko wybuchła dyskusja, czy żużlowcy powinni obligatoryjnie zaszczepić się. Chodziło przede wszystkim o stabilność rozgrywek PGE Ekstraligi, ale także niższych lig. Dzięki temu można byłoby ograniczyć ewentualne zachorowania i rotacje w drużynie. Temat ostatecznie upadł, bo wydaje się, że nie miał wystarczającego poparcia. Nie ma wielkiej tajemnicy w tym, że w żużlu nie brakuje przeciwników szczepionek na COVID-19. Taka odgórna regulacja mogłaby być zatem bardzo problematyczna, a władzom przynieść więcej problemów, niż korzyści. Nikt przecież nie chciałby przeczytać w mediach, że jacyś zawodnicy niechętnie spoglądają na taki obowiązek, co mogłoby negatywnie wpłynąć na wizerunek dyscypliny. W międzyczasie wyszło na jaw, że rzeczywiście nie wszystkim jest po drodze ze szczepieniami. W ostatnim sezonie na koronawirusa zachorował między innymi Siergiej Łogaczow, który nie mógł trenować i nie został powołany na jedno ze spotkań jego ROW-u Rybnik. Później publicznie żałował swojej decyzji. Ostatnio jeden z prezesów klubu przyznał z kolei, że ma problem z organizacją zimowego obozu ze względu na sporą liczbę zawodników niezaszczepionych. Problem ten dotyczy przede wszystkim zawodników młodych, którzy najpewniej wychodzą z założenia, że ich organizm obroni się przed ewentualnym wirusem. Nicki Pedersen i jego głos sprzeciwu Ostatnie zamieszanie z osobą Novaka Djokovicia zmotywowało Nickiego Pedersena do podzielenia się swoją opinią na temat szczepień. Trzykrotny mistrz świata skrytykował serbskiego tenisistę jasno opowiadając się po stronie szczepień. Trudno jednak dziwić się takim słowom Duńczyka. Na początku 2020 roku jako jeden z pierwszych żużlowców zachorował na wirusa. Poradził sobie z nim bez większych konsekwencji, ale przyznał, że tak źle nie czuł się już dawno, a w kolejnych tygodniach długo musiał wracać do optymalnej formy. Nie miał więc żadnych wątpliwości co do tego, czy warto się zaszczepić.