Wielki koszmar przyjezdnych rozpoczął się już na próbie toru. Z Motoareną zapoznawali się wówczas Mikkel Michelsen oraz Mateusz Cierniak. O ile młodzieżowiec nie miał problemów z pokonywaniem łuków, o tyle na samym początku na "czterech literach" wylądowała duńska gwiazda Motoru. Z pozoru niegroźny upadek miał przykre konsekwencje, ponieważ przy zawodniku momentalnie pojawiła się karetka. Gdy wydawało się, że skończy się na szybkim opatrzeniu bolącej lewej nogi, jeden z najlepszych żużlowców PGE Ekstraligi zaczął czuć się coraz gorzej. Ostatecznie niezbędna była ponowna interwencja lekarska w parku maszyn, która uniemożliwiła udział 28-latka w wyścigu otwarcia. Ostatecznie kapitan gości pojawił się później na torze, lecz mieszał dobre biegi z tymi gorszymi i gołym okiem widzieliśmy, iż walczy z przeogromnym bólem. Osłabienie Motoru w najlepszy z możliwych sposobów wykorzystali przedstawiciele For Nature Solutions Apatora. Rozpoczęło się niemrawo, bo od pogoni za przeciwnikami, lecz gdy Robert Lambert i spółka wyszli wreszcie na prowadzenie, to po prostu nie było na nich mocnych. Postrach wśród rywali siał nie tylko wspomniany Brytyjczyk, ale i chociażby Jack Holder. Australijczykowi po piątkowym starciu zdecydowanie należą się przeprosiny od kibiców. Kilkanaście dni temu pożegnali oni żużlowca okrzykami "Gdzie jest Holder?", a po piętnastej odsłonie spotkania z lublinianami najchętniej sami nosiliby go na rękach. Poza młodszym bratem Chrisa najwierniejszym fanom zaimponował też Mateusz Affelt. Debiutant jak gdyby nic dwa razy przywiózł za plecami Mateusza Cierniaka. Tak, tego Mateusza Cierniaka który za niecały miesiąc prawdopodobnie odbierze złoty medal indywidualnych mistrzostw świata juniorów. Podczas gdy na trybunach zaczęła panować coraz lepsza atmosfera, w szeregach gości wkradała się coraz większa, ale nerwowość. Przyjezdni nie mieli ani jednego pewnego zawodnika. Jako jedyny dwucyfrówkę zainkasował Dominik Kubera, choć to głównie zasługa aż siedmiu startów. W piątek po prostu nie było kim gonić wyniku. Ostatecznie spotkanie zakończyło się wynikiem 50:40, co w połączeniu z potencjalnym urazem Mikkela Michelsena stawia For Nature Solutions Apator w wymarzonej sytuacji przed rewanżem. Torunianie przez wielu skazywani byli w tej parze na sromotną porażkę, lecz sport po raz kolejny udowodnił nam, że wprost uwielbia niespodzianki. Druga odsłona półfinału już w najbliższą niedzielę. Czytaj też: Znów tego dokonał. To będzie przyszły mistrz świata?