Andrzej Huszcza - legenda Falubazu Zielona Góra Prawie całą karierę Huszcza spędził w Falubazie, gdzie dostał się wbrew rodzicom. Zgodę na naukę w szkółce adeptowi wypisała siostra. Po raz pierwszy w ligowych zmaganiach pojawił się on w 1975 roku, dokładnie 23 sierpnia, kiedy to zielonogórzanie podjęli Stal Rzeszów w ramach 1. Ligi. Debiut nie poszedł po myśli ówczesnego 18-latka, który w dwóch biegach zanotował odpowiednio defekt i upadek. To były dla niego jedyne wyścigi w sezonie. Rok później Huszcza pojawiał się na torze regularnie, ale świata nie zwojował (średnia biegowa niecałe 1,1 punktu na bieg). Przełom w karierze nastąpił w 1977 roku, gdy Falubaz znów walczył w 1. lidze. Wtedy 20-letni zawodnik zaczął czarować, stając się liderem drużyny. Później w zdecydowanej większości sezonów jego średnia przekraczała lub oscylowała na poziomie 2,5 punktu na bieg. Dzięki takiej postawie żużlowiec znacząco przyczynił się do zgarnięcia przez klub historycznych złotych medali DMP. Huszcza został mistrzem czterokrotnie, stawał raz na drugim stopniu podium, a dwukrotnie odebrał brązowy medal. Zawodnik pozostał wierny barwom nie tylko w czasach chwały, ale i gdy przyszedł kryzys, a wraz z nim utraty miejsca wśród elity. Piękna historia, zwieńczona rekordem nie do pobicia, zakończyła się w 2005 roku. Łącznie Huszcza spędził w klubie 31 sezonów, zdobywając dla niego 5521 punktów. Drugi w tej klasyfikacji Piotr Protasiewicz ma na razie... 2594 "oczka". Nic dziwnego, że w 2018 roku odsłonięto w Zielonej Górze pomnik na cześć byłego żużlowca. Ponadto jego imieniem nazwano jedno z rond, a od 1997 roku jest on Honorowym Obywatelem miasta. Gdy Andrzej Huszcza wygrywał, to w nietypowych okolicznościach Huszcza nie tylko w lidze potwierdzał, że należy do krajowej czołówki. Mowa przecież o etatowym reprezentancie Polski, który dwukrotnie z drużyną narodową sięgnął po brązowy medal Drużynowych Mistrzostw Świata. Mistrzem Polski został raz - w 1982 roku i to w bardzo nietypowych okolicznościach. Pierwotnie Huszcza pełnił na zawodach jedynie funkcję rezerwowego. Z udziału zrezygnował jednak kontuzjowany Eugeniusz Błaszak, co zielonogórzanin wykorzystał najlepiej jak mógł. Niespodziewane mistrzostwo nie było jedynym powodem do szczęścia. - 22 lipca 1982 roku był chyba najwspanialszym dniem w moim życiu. Rano urodziła mi się córka, a po południu zostałem mistrzem Polski. To było niewiarygodne - powiedział na stronie Falubazu żużlowiec. W IMP jeszcze trzykrotnie stanął na podium. Na swoim koncie ma on też zwycięstwa w Srebrnym Kasku, Mistrzostwach Polski Par Klubowych czy Indywidualnym Pucharze Polski. Kolejne nietypowe zwycięstwo przydarzyło mu się w 1985 roku w Gorzowie podczas zawodów mniejszej rangi. Oprócz pucharu i splendoru triumfatora żużlowiec wywalczył sobie nietypową nagrodę ufundowaną przez organizatorów, czyli... pocałunek ówczesnej Miss Polonia. Kariera naznaczona niedosytem Zawodnik nie zebrał jednak wszystkich sukcesów, na jakie zasłużył. Na liście brakuje na przykład Złotego Kasku, który w dawnych czasach traktowano bardzo poważnie. Huszcza nie wygrał również MIMP-u, choć dwa razy stanął na podium. Najwięcej niedosytu sportowiec może czuć, jeśli chodzi o międzynarodową rywalizację. Z pewnością karierę zwieńczyłby udział w finale Indywidualnych Mistrzostw Świata. Udział, bo w latach 80-tych Polacy mogli pomarzyć o medalach. Przepaść sprzętowa między rodzimym żużlem a światową czołówką była zbyt duża. Pierwszy raz zielonogórzanin otarł się o finał w 1983 roku. Po trzech seriach Finału Kontynentalnego, czyli ostatniej fazy eliminacji, zawodnik miał na koncie osiem punktów. Gdy wydawało się, że nic złego mu się nie stanie, Huszczę całkowicie zawiódł sprzęt. W kolejnych dwóch wyścigach zaliczył on dwa defekty, ostatecznie wypadając poza czołowe pozycje. Zielonogórzanin pojawił się w stawce finału IMŚ w 1988 roku, ale tylko jako rezerwowy, ani razu nie wyjeżdżając na tor. Żużlowiec sam zgotował sobie ten los. Podczas Finału Kontynentalnego o ostatnie miejsce premiowane przepustką do decydującego turnieju Huszcza stoczył dodatkowy pojedynek z Węgrem - Sandorem Tihanyim. Niespodziewanie Polak przegrał tę rywalizację. Koniec kariery zaskoczył wszystkich Po pięknej przygodzie w Zielonej Górze Huszcza nie skończył kariery, na dwa lata przenosząc się do PSŻ-u Poznań. W pierwszym sezonie poradził on sobie świetnie, w 15 meczach osiągając średnią ponad 2,3 punktu na bieg, co znacząco przyczyniło się do awansu poznaniaków. W 1. Lidze już tak dobrze nie było. Żużlowiec jeździł rzadko i z mizernym skutkiem. Mimo słabego roku i faktu, że żużlowiec miał 50 lat, zakończenie przez niego kariery zaskoczyło wielu. Nawet rodzina nie wiedziała o zamiarach żużlowca. - Zakończyłem, bo zacząłem gorzej jeździć. Nie układało się to, jak za młodu, dlatego wiedziałem, że to musi być koniec. Tak sobie postanowiłem i tak skończyłem - powiedział w wywiadzie dla XBest Cinema kilka lat temu zielonogórzanin. Przez jakiś czas Huszcza pozostał przy żużlu, zajmując się szkoleniem młodzieży Falubazu. Od kilku lat w środowisku pozostało jednak tylko nazwisko, bo obecnie były sportowiec odpuścił sobie funkcjonowanie w środowisku. - Całkowicie skończyłem z żużlem. Jestem zmęczony tym wszystkim. A ponadto jestem stary, więc dałem sobie z tym spokój - dodał we wspomnianym wywiadzie.