Przyznać trzeba, że niemal zawsze żużlowcowi udaje się plan zrealizować. Mimo świetnych wyników nigdy nie jest on jednak do końca zadowolony ze swojej dyspozycji. Nie inaczej było po ostatniej potyczce we Wrocławiu, w której Kasprzak zainkasował 12 "oczek". "Sądzę, że zdobycie 12 punktów w meczu wyjazdowym to niezły rezultat. Nie jest to jednak wynik idealny, bo w takim przypadku na moim koncie widniałby komplet, a tak nie jest. Początek zawodów, a dokładnie pierwszy start mi nie wyszedł i muszę przyznać, że to była moja wina. Potem jeszcze na zakończenie uległem Andersenowi, choć przyznam, że myślałem, iż zdołam go wypchnąć. Hans pokazał jednakże, jak jest dobry i musiałem jechać za jego plecami" - skomentował swój występ Kasprzak. Wychowanek biało - niebieskich wyrósł w tym roku na krajowego lidera "Byków". Regularnie punktuje na wysokim poziomie, czego nie można powiedzieć o starszych i doświadczonych Hampelu i Balińskim. Obydwaj żużlowcy raz po raz notują wpadki - tak było m.in. we Wrocławiu, gdzie "Mały" zdobył 7 punktów, a "Baliński" tylko 5. Krzysztof Kasprzak ze średnią ponad 11 punktów w meczu ustępuje w ekipie Unii tylko Leigh Adamsowi. Nieodłącznie jednak po każdym kolejnym występie wymienia mankamenty swojej jazdy. Przed tygodniem, gdy w Lesznie, walcząc z Drużynowymi Mistrzami Polski zebrał 10 punktów, nie mógł się pogodzić z trzema porażkami z Jasonem Crumpem. "Chciałem być w Lesznie lepszy od Jasona Crumpa. Udało mi się to w Anglii, ale w Polsce już nie. Trzy razy pokazał mi plecy i udowodnił, że jest prawdziwym mistrzem świata" - mówił przed tygodniem Kasprzak. Wielka ambicja to duży atut leszczyńskiego zawodnika. Miejmy nadzieję, że pomoże mu ona sięgnąć po najwyższe laury w światowym speedwayu. Konrad Chudziński