- Jestem w szoku. Taki turniej w Gorzowie był mi potrzebny. Ostatnio tutaj przy moim nazwisku było więcej gwizdów, niż oklasków - przyznaje Piotr Pawlicki. Polak zajął trzecie miejsce podczas Memoriału Edwarda Jancarza. Przed zawodami miał jednak obawy. Do akcji musiała wkroczyć ochrona. Pawlicki bał się kibiców z Gorzowa. "Poprosiłem ochronę" Pojedynki Pawlickiego ze Zmarzlikiem sprzed lat z pewnością znalazłyby się na liście najlepszych wyścigów poprzedniej dekady. Niejednokrotnie z tej rywalizacji zwycięsko wychodził Piotr, który co roku witany był w Gorzowie soczystymi gwizdami. Tym razem tak nie było, co dla samego zawodnika okazało się wielkim zaskoczeniem. Jeszcze przed turniejem miał spore obawy, prosząc ochronę o pomoc. - Jak szedłem na sesję autografową tuż przed zawodami, to poprosiłem ochronę, żeby poszła ze mną, bo bałem się, czy czasami nie będzie miał ktoś ochoty mnie uderzyć. W Gorzowie zawsze miałem pod tym względem trochę ciężej - mówi. - Rozumiem jednak to, że w każdym są emocje, a tym bardziej w kibicach, którzy wspierają swoją drużyną i pamiętają różne sytuacje torowe - tłumaczy. Miał ambitne plany. Uraz wszystko pokrzyżował Jeszcze kilka tygodni temu nie wiedzieliśmy, czy Pawlicki zdąży na inaugurację PGE Ekstraligi. Polak doznał urazu mięśnia, który miał go wykluczyć na parę tygodni. Sama kontuzja właściwie wymusiła wiele zmian u byłego mistrza Polski, który musiał zrezygnować z przygotowań do sezonu na motocyklach crossowych. Celem tych treningów było złapanie jeszcze większej swobody na dwóch kółkach. - Zerwany mięsień bardzo mi pokrzyżował plan przygotowawczy. Pomimo że trenujemy na siłowni, to tym mięśniom jest potrzebna jazda na motocyklu. Miałem w planach cross i cross enduro, ale musiałem odpuścić wszystko przez tę kontuzję - zdradza. Gwiazdor nauczył się na błędach. Już tyle nie kombinuje Pawlicki dalej będzie korzystać tylko i wyłącznie z usług Ashleya Hollowaya. W jego teamie pozostaje również Łukasz Jankowski, o którego zabiegał przed rokiem. Gwiazdor zakupił nowe jednostki od brytyjskiego tunera. - Kupiłem nowe silniki, na których trzeba się porządnie przejechać na treningu, aby wiedzieć, jak one reagują na różne zmiany. Tego jest naprawdę sporo. Od dawek paliwa po zębatki - kontynuuje. Padły również konkretne wnioski wyciągnięte z poprzedniego sezonu. - Najbardziej szukałem poprawy w sobie i swojej jeździe, bo na sprzęt od Ashleya nie mam co narzekać. Dziś żużel jest bardzo wyrównany i na wysokim poziomie. Każdy z nas ma dostęp do najlepszego sprzętu i każdy ma odpowiednią wagę oraz jest wytrenowany. Później detale, a przede wszystkim wyczucie robi największą różnicę - tłumaczy. Piotr słynie z tego, że lubi żonglować silnikami. Podobnie ma zresztą jego brat. Obaj jednak zauważyli, że przynosi to więcej szkody, niż pożytku. - Ten początek sezonu jest poniekąd dla mnie trudny, bo nie znam tych silników. Tłumaczę to jednak sobie w ten sposób, że jak mniej informacji, to nie kombinujesz zbyt wiele - kończy.