Trans MF Landshut Devils złożyli akces do polskich rozgrywek przed minionym sezonem. Zagraniczne kluby w naszej lidze? To nic nowego w czarnym sporcie. Niższe klasy rozgrywkowe w Rzeczypospolitej widziały już wcześniej zespoły z Węgier, Ukrainy, Łotwy czy Czech. Rok przed Bawarczykami jazdę w Polsce rozpoczęli ich rodacy z północy - Wolfe Wittstock. Zespół Franka Mauera nie popisał się jednak niczym szczególnym i przed sezonem 2022 GKSŻ odmówiła mu przyznania licencji na starty w 2. Lidze. Diabły z Landshut weszły do Polski z zupełnie innym nastawieniem. Swój pierwszy sezon zakończyli triumfem w najniższej klasie rozgrywkowej i awansem na zaplecze PGE Ekstraligi. Dokonali tego jako dopiero trzeci zagraniczny klub w historii. Spora w tym sukcesie zasługa Sławomira Kryjoma, byłego menedżera Unibaksu Toruń, który zdecydował się wrócić do dawnego stanowiska i poprowadzić nowy klub. Podczas sezonu wypożyczył on z Abramczyk Polonii Bydgoszcz Dimitriego Berge. Ruch okazał się strzałem w dziesiątkę - Francuz z miejsca stał się najlepszym żużlowcem rozgrywek. Landshut Devils nie ściągnęli lidera Po awansie zarząd Bawarczyków nie zdecydował się jednak na kontynuowanie ambitnej ofensywy transferowej. Za priorytet uznano przedłużenie umów z dotychczasowymi liderami - Bergem, Martinem Smolinskim, Kaiem Huckenbeckiem i przede wszystkim Norickiem Bloedornem - siedemnastoletnią perełką, największą niedzieją niemieckiego speedwaya. Dopiero pod koniec okna poinformowali oni jeszcze o wzmocnieniu pozycji U24 i podpisaniu kontraktu z Duńczykiem Madsem Hansenem, aktualnym indywidualnym wicemistrzem świata juniorów. Wielu ekspertów uznało takie ruchy za niewystarczające do utrzymania się na zapleczu. Zwolennicy bawarskiej koncepcji wskazywali co prawda, że zespół Sławomira Kryjoma może pochwalić się największym atutem toru w całej lidze, a lepszego od nich juniora ma chyba tylko Abramczyk Polonia Bydgoszcz, ale sceptycy nie kupowali tej narracji. - Mają skład drugoligowców, bez poważnego lidera zostaną pożarci bez rywali - wskazywano. Wszystko zmieniło się po putinowskiej inwazji na Ukrainę i wykluczeniu Rosjan z rozgrywek. Absencja Siergieja Łogaczowa i Wiktora Kułakowa rażąco obniżyła potencjał ROW-u Rybnik i Zdunek Wybrzeża Gdańsk. Drużyny już wcześniej typowane były do uplasowania się w dolnej połowie tabeli, a strata liderów każe im z coraz większą obawą spoglądać w stronę najniższej klasy rozgrywkowej. Jeśli wykluczenie Rosjan miałoby potrwać aż do końca sezonu, to niemiecki klub może okazać się największym beneficjentem radykalnej decyzji GKSŻ. Nie wydając fortuny w okienku transferowym nie tylko zapewnią sobie oni bezpieczne utrzymanie, ale nawet... awans do play-off. W nadchodzącym sezonie udział w tej fazie zapewni sobie bowiem aż 6 zespołów, a nie 4 jak dotychczas.