Jeszcze kilka miesięcy temu drżeliśmy o zdrowie Miedzińskiego, który po paskudnym upadku w Zielonej Górze był w śpiączce, miał bardzo poważny uraz mózgu, a lekarze wprost mówili o złych rokowaniach. To co się stało można jednak nazwać cudem, bo już nieco ponad miesiąc po upadku Miedziński w dobrej formie pojawił się na gali PGE Ekstraligi i zaczął otwarcie mówić, że wbrew pozorom on kariery wcale kończyć nie zamierza. I swoje słowa wdrożył w życie, bo właśnie wrócił na tor. W piątkowe popołudnie wychowanek Apatora, a aktualnie mający kontrakt warszawski w Abramczyk Polonii Bydgoszcz żużlowiec trenował przy Sportowej 2. Wyglądał dobrze, było co prawda momentami widać nieco asekuracyjną jazdę, ale upadek - na chwilę obecną - nie spowodował u niego żadnego strachu czy zawahania. Jeździł tak, jak większość zawodników jeździ po zimowej przerwie. Wielki test przed Miedzińskim Pozostaje teraz najważniejsza rzecz, jeśli Miedziński rzeczywiście chce wrócić do profesjonalnego uprawiania żużla. Musi zmierzyć się z rywalami spod taśmy. Najpierw na treningu, później może w jakimś turnieju indywidualnym. To będzie ostateczna weryfikacja. Znamy przypadki zawodników, którzy w solowej jeździe wyglądali bardzo obiecująco, ale wszystko sypało się, gdy przychodziło do bezpośredniego starcia z rywalem, nawet gdy był to wewnętrzny trening drużyny. Przy założeniu, że Miedziński spod taśmy będzie radził sobie dobrze, z pewnością momentalnie skontaktują się z nim działacze klubu będącego w potrzebie i szukającego wzmocnienia. Powoli bowiem kurczy się grupa tych, których można wypożyczyć. Zagar, Michaiłow, Gusts i Kościuch już są wzięci. Za moment z pewnością w GKM-ie seniorzy przekroczą limit punktów i nie będą mogli iść gdzieś indziej. Pozostaną Miedziński i Holta. Przy czym ten drugi podobno bierze pod uwagę koniec kariery.