Chwilę grozy przeżyła ekipa ROW-u Rybnik przed rewanżowym meczem półfinałowym play-off 1. Ligi. Zanim w ogóle zaczęło się ściganie w Bydgoszczy, osoby funkcyjne wzięły pod lupę książeczki zdrowia zawodników. Ich uwagę przykuła ta należąca do Seweryna Grabarczyka. Walkower w meczu Polonia - ROW wisiał w powietrzu Długo ją przeglądali, a według relacji gości przewodniczący jury miał duże zastrzeżenia do podpisu lekarza pod zgodą na uprawianie sportu. Dowodził, że jest on niewyraźny. Rozpoczęcie meczu wisiało na włosku, bo gdyby zakwestionowano kartę Grabarczyka, to mielibyśmy walkower dla Polonii. Wtedy jednak na stadion wpadł prezes Krzysztof Mrozek. W towarzystwie lekarza medycyny sportowej, który poświadczył, że to jego podpis widnieje w książeczce i wszystko jest w porządku. Przewodniczący wycofał swoje zastrzeżenia, a dla ekipy gospodarzy stało się jasne, że nie spadnie im gwiazdka z nieba i o awans będą musieli walczyć na torze. ROW Rybnik szykują się na ten mecz zadbał o detale ROW od kilku dni szykował się na mecz z Polonią pod każdym możliwym względem. Szczegółowo zadbano o wszystkie detale i papiery, żeby uniknąć tego wpadki. W klubie wiedzieli, że książeczki są w porządku, ale na wszelki wypadek zabrano do Bydgoszczy lekarza, który je podbijał i dawał zgodę. Wszystko miało być pod kontrolą i było. Grabarczyk ostatecznie nie jechał, od początku zastępował go Jan Kvech, ale swoje zrobił. Przyjechał na mecz, miał wszystkie zgody, pomagał drużynie w parku maszyn. Taka była jego rola wynikająca z taktyki. Dobrze, że w Rybniku tak się zabezpieczyli na okoliczność tego spotkania, bo w innym razie moglibyśmy mieć czarny weekend. W sobotę jury wyrzuciło Bartosza Zmarzlika z Grand Prix Danii za nieprawidłowy strój w kwalifikacjach (brak logotypów sponsora i promotora). Walkower w niedzielnym meczu dolałby oliwy do ognia.