Wiele osób liczyło na to, że w końcu ktoś pójdzie po rozum do głowy i zabierze rundę GP z nudnego i wiecznie nieprzygotowanego torowo Teterow, gdzie od lat oglądamy bardziej walkę o utrzymanie na motocyklu niż czysto sportową rywalizację. Praktycznie za każdym razem były jakieś problemy z nawierzchnią, która była nierówna, dziurawa i po prostu niebezpieczna. Świadczy o tym choćby fakt sporej liczby upadków, a przecież w zawodach GP jeżdżą najlepsi na świecie, którzy technikę mają opanowaną do perfekcji. Prośby zostały wysłuchane i za kilka miesięcy Teterow zostanie zastąpione przez Landshut, ośrodek znany z występów w polskich ligach. Na skutek zmiany regulaminu, Devils sezon 2024 znów spędzą w drugiej lidze. Ten klub jednak bardzo udanie wpasował się w nasze rozgrywki i jest już w zasadzie traktowany "jak swój". Czy będą to dużo ciekawsze zawody niż w Teterow? To na razie trudno przewidzieć, ale ryzyka nie ma żadnego. Gorzej być praktycznie nie może. Niesamowite. Nielsen wygrywał, ich nie było na świecie Ostatni turniej GP w Landshut odbył się w 1997 roku. Bartosz Zmarzlik miał wtedy dwa latka, Martin Vaculik siedem, a Max Fricke nieco ponad roczek. Za to na świecie w ogóle nie było jeszcze Dominika Kubery, Daniela Bewleya, Roberta Lamberta czy Jana Kvecha! To naprawdę ewenement i piękny powrót do historii. Landshut to bardzo klimatyczne miejsce i wielce prawdopodobne, że do kalendarza cyklu wskoczy na dłużej niż tylko jeden sezon. Jest oczywiście jeszcze kilka innych lokalizacji, które działacze z GP mogliby "odkurzyć". Cykl był kiedyś w szwedzkich miastach Linkoping, Eskilstuna czy Avesta. Najlepsi na świecie walczyli również w norweskim Hamar, niemieckim Pocking czy w Berlinie. Kilka lat nie było już też zawodów w Krsko, gdzie z toru przeważnie wiało nudą, ale widoki wokół wszystko rekompensowały. Rzecz jasna wielu osobom marzy się powrót elity do Australii, ale w to coraz trudniej uwierzyć. '