Gdy myśli się o Norwegii, raczej nie przychodzi do głowy żużel. Ten kraj uwielbia sporty zimowe: biathlon, biegi narciarskie czy skoki narciarskie. Popularne są dyscypliny zespołowe: piłka nożna, piłka ręczna, hokej na lodzie. Raczej mało kto interesuje się tam żużlem, mimo że jest kilka torów (w tym fantastycznie położony obiekt w Kristiansand). Jeśli chodzi o norweskich żużlowców, to do głowy przychodzą przede wszystkim Rune Holta (od dawna jeżdżący z polskim paszportem) oraz Lars Gunnestad. Starsi kibice pamiętają jeszcze kogoś. To zmarły kilka dni temu Aage Hansen, finalista mistrzostw świata w Londynie w 1957 roku. Wówczas jeszcze finały były jednodniowe i gromadziły potężną publiczność. I przy takiej właśnie Hansen jeździł, co nie zdarzyło się zbyt wielu zawodnikom z jego kraju. Siedem razy zdobywał tytuł indywidualnego mistrza Norwegii. Jego śmierć poruszyła wielu sympatyków egzotycznego żużla. - Jego życie to materiał na książkę, której nikt nie napisze - stwierdził pan Wiktor, który bardzo dobrze zna historię żużla w mało znanych miejscach. Jeździł na Stadionie Dziesięciolecia, a nagrody wręczał mu Chruszczow Aage Hansen w latach 50-tych XX wieku startował na legendarnym Stadionie Dziesięciolecia, na który potrafiło przyjść prawie 100 tysięcy ludzi. W 1955 roku na zawodach był nawet Nikita Chruszczow (słynny radziecki polityk i działacz społeczny), który przyjechał na otwarcie Pałacu Kultury i Nauki. Hansen z jego rąk otrzymał prestiżową nagrodę i zapisał się w historii żużla nad Wisłą. Choć nigdy nie został mistrzem świata, stworzył swoją legendę. Gdy skończył z żużlem, został mechanikiem. Miał swój warsztat w Oslo. Bawił się także w konstruowanie nowych maszyn. Był też doradcą Suzuki. Pozostał przy czymś, co kochał. Być może gdyby urodził się nieco później, jego kariera mogła jeszcze bardziej się rozwinąć. - Człowiek, który pokazał że nie trzeba być najlepszym na świecie, by na zawsze zapisać się w historii danego sportu - tak Hansena określił inny z fanów. W kwietniu Hansen skończyłby 89 lat.