Nie żyje Józef Jarmuła. Legenda Włókniarza Częstochowa odeszła w wieku 83 lat
W czwartek w wieku 83 lat zmarł Józef Jarmuła, legenda Włókniarza Częstochowa oraz Śląska Świętochłowice. Swoimi akcjami na torze czarował kibiców. Znany był z niezwykłej odwagi, niezłomności i charakteru. Do końca swoich dni emocjonował się czarnym sportem. Smutną informację przekazał nam prezes częstochowskiego klubu Michał Świącik.

Nie żyje Józef Jarmuła, 8-krotny medalista Drużynowych Mistrzostw Polski na żużlu. Był także reprezentantem Polski. Przez 9 sezonów bronił barw Śląska Świętochłowice, zaś w 8 - Włókniarza Częstochowa. Młodsi kibice także mieli okazję zobaczyć go na torze, gdyż po zakończeniu kariery wyjeżdżał, żeby "pokręcić" kilka kółek.
Jeszcze w tym roku spotkał się z kibicami
83-letni Jarmuła wydał książkę "Urodziłem się dla żużla". Z tej okazji zorganizowano spotkania z kibicami, w które zaangażował się prezes Michał Świącik. Jarmuła indywidualnie nie odnosił wielkich sukcesów, ale z Włókniarzem zdobył kilka medali, w tym jeden złoty. Kiedyś kilka tysięcy kibiców przychodziło na stadion przy Olsztyńskiej specjalnie dla niego.
Jarmuła jeszcze długo po zakończeniu kariery wyjeżdżał na tor. Jeden z takich występów oglądał inny legendarny żużlowiec Włókniarza Marek Cieślak. - Obok mnie stał Tomek Gapiński, wtedy zawodnik drużyny, którą prowadziłem. Był popisami Jarmuły zachwycony. Powiedziałem mu wtedy: jakby on miał tyle lat co ty, to by cię zjadł, wypluł, jeszcze raz zjadł i znowu wypluł - opowiadał Marek Cieślak.
Historia Józefa Jarmuły. Tata nadał mu imię na cześć ordynansa
- Prawdziwy Józek potrafił pojechać tak, że ciarki chodziły po plecach. Kibice go uwielbiali, bo to był showman. Dyskutował z ludźmi, gestykulował, o jego występach wiele by opowiadać - dodawał Cieślak.
Jarmuła urodził się w 1941 roku na Węgrzech. Gdy rozpoczęła się wojna jego tata, żołnierz, dostał rozkaz wycofania się na Węgry. Imię Józef nadał mu tata na cześć swojego ordynansa. Kilka lat temu, w rozmowie z pobandzie.com.pl Jarmuła opowiadał, że ojcu było ciężko, kiedy po wojnie wrócili do Polski. Zaproponowano mu, żeby był donosicielem. Miał raportować, kto mówi źle o władzy ludowej. Nie zgodził się, więc w domu się nie przelewało.
Żołnierz w niemieckim mundurze poprosił tatę Jarmuły o pomoc
W żużlu Jarmuła zakochał się przez przypadek. W 1945 roku do ich domu przyszedł człowiek w niemieckim mundurze. Mówił po polski. Przedstawił się jako pochodzący z Rybnika Paweł Dziura. Tata Jarmuły mu pomógł. Kilka miesięcy później ten sam Dziura znowu ich odwiedził. I tak co roku. Woził młodego Józka na swoim motocyklu, opowiadał o swojej jeździe na żużlu.
Na torze dokonywał cudów. Nigdy nie miał jakiegoś super sprzętu. Był jednak bardzo ambitny. Kiedy trafił do Częstochowy, to kibice szybko go pokochali. Ryzykował, jeździł po deskach okalających tor niczym w "beczce śmierci". Publiczność szalała, bo robił prawdziwy show. Do czasu aż w 1981 roku został zawieszony na 2 lata za odmowę jazdy w meczu. Znów nie dostał dobrego silnika i odmówił jazdy.
Tak Józef Jarmuła straszył legendy
Cieślak, który namówił Jarmułę na przenosiny do Włókniarza, barwnie opisał jego postać w swojej książce. - Miał swoje ulubione zagrywki psychologiczne. Niejednokrotnie szedł się przebierać do szatni gości, a musicie wiedzieć, że miał w zwyczaju owijać całe ciało bandażami. Na wypadek karambolu, który - ma się rozumieć - przewidywał z góry. Wszyscy patrzyli, jak Józek wyciąga po kolei te swoje bandaże i zamienia się w mumię. Już wtedy mieli lekko dosyć i niektórych zaczynała chwytać tak zwana sraczka przedstartowa. Punkt kulminacyjny miał jednak dopiero nadejść.
Jarmuła w końcu wstał, cały sztywny, cały na biało, i zapytał: - Ty, jak ty się nazywasz? - Jestem Proch - odezwał się Bolek Proch, swego czasu medalista IMP, klasowy zawodnik. - Zetrę cię dziś na proch - zagroził Józek, zaglądając mu głęboko w oczy, niczym śmierć. Było wtedy i po Prochu, i po całej Polonii Bydgoszcz.
Żona Marka Cieślaka zwijała dywan. "Byłem wariat"
Cieślak opisywał też szaleństwa z Jarmułą poza torem. Kiedy zapraszał go do domu, to jego żona musiała zwijać dywan. - Gdy tylko dziabnął sobie kielicha, zaraz się przewracał i wszystko lądowało na podłodze. Nie chodzi o to, że Bóg wie, jakie pijaństwo się odprawiało, nic z tych rzeczy. Przechylaliśmy tylko po maluchu. Józek nałogowo nie pił, po prostu lubił się pokazać. A wtedy jeden kieliszek czy dwa pozbawiały go czucia w nogach i rękach.
Jarmuła na żużlu się nie dorobił. W rozmowach z dziennikarzami przyznawał, że w domu od 24 lat nie ma prądu, że żyje ze skromnej renty. 1100 złotych na rękę. Niczego jednak nie żałuje. - Byłem wariat, a ludzie kiedyś chodzili na Jarmułę - mówił w rozmowie z pobandzie.com.pl.