Trudno było oczekiwać czegoś innego niż sukces, kiedy to na starcie w węgierskim mieście stanęli: Wiktor Przyjemski, Jakub Krawczyk, Franciszek Karczewski, Oskar Paluch, Damian Ratajczak, Kacper Grzelak i Antoni Mencel. Co najmniej pięciu z nich było w gronie faworytów tych zawodów. Najgroźniejszymi rywalami wydawali się Norick Bloedorn, William Drejer czy Anze Grmek. Występ Polaków był jednak katastrofą. Biało-czerwoni kolejny raz nie poradzili sobie z torem, który mocno różnił się od tych przygotowywanych w Polsce. Opady spowodowały, że nawierzchnia była bardzo wymagająca. I tak oto Karczewski skończył na czwartym, Krawczyk na piątym, a Ratajczak na szóstym miejscu. Przyjemski był jeszcze dalej, a Paluch, Grzelak i Mencel w ogóle się nie liczyli. Po turnieju wielu kibiców w mocnych słowach wypowiedziało się na temat ich postawy. Kibice pytają, czy ktoś w ogóle to widzi - Kolejny raz to samo. Mamy kilku faworytów, a żaden nie staje nawet na podium. Pokonują ich chłopaki o trzykrotnie niższych budżetach, niejeżdżący w lidze polskiej. Nie wiem, czy ktoś w ogóle widzi to, że my sami sobie robimy krzywdę? Juniorzy uczą się tylko idealnych torów, jadą na zawody w Nagyhalasz, pada deszcz i ich nie ma. A podobno złoto miało być w kieszeni - pisze pan Jakub z Gorzowa. Jeszcze mocniejszych słów użył pan Mateusz z Grudziądza. - Za każdym razem dostajemy w mordę przy takich warunkach, ale niczego nas to nie uczy. Ważne, że chłopak w lidze na idealnym torze robi punkty dla drużyny. A to, że w poważnej międzynarodówce sobie nie poradzi? Kogo to obchodzi - napisał. Wtórowało mu wielu innych, którzy głośno wyrażali rozczarowanie takimi wynikami zawodów. Dodajmy, że zakończony po czterech seriach turniej wygrał Jesper Knudsen, drugi był Mathias Pollestad, a trzeci Casper Henriksson. Czytaj także:Gdy to zobaczyli, o mało nie spadli z krzeseł. Internet zapłonął