Żużlowcy w przeciwieństwie do sportowców z innych dyscyplin muszą inwestować wielkie pieniądze w sprzęt. Jeżeli nie startujesz regularnie, bądź masz problemy z solidnym punktowaniem, to nie zarabiasz. Marcel Kajzer w trakcie swojej kariery nie zdołał odłożyć środków finansowych, dlatego powiedział "pas" i zamienił motor na ciężarówkę. Teraz skupi się na rodzinie i podreperuje budżet. - Nie ukrywam, że przez ten czas - kiedy jeździłem na żużlu - pieniędzy nie zarobiłem - powiedział w rozmowie z Radiem Elka. Kajzer ze sportem żużlowym był związany niemal przez całe życie. Pierwszy raz na motocykl wsiadł w wieku 6 lat. Licencję zdał w barwach Kolejarza Rawicz, którego jest wychowankiem. Następnie zdobywał punkty dla klubów z Gniezna, Ostrowa Wielkopolskiego, Częstochowy, Rybnika, Krakowa i Poznania. - Zacząłem w Rawiczu i skończyłem w Rawiczu - dodał. Bardzo ciepło wspominają go w szczególności kibice ze stolicy Wielkopolski. Przecież nawet pełnił funkcję kapitana PSŻ-u. - Po tym koronawirusowym i trudnym poprzednim sezonie w Poznaniu, doszedłem do wniosku, że zostałem gdzieś w tyle w tym żużlowym poziomie sportowym i trzeba sobie powiedzieć "wystarczy". Gdyby nie pomoc pana Zygmunta Mikołajczyka, zrobiłbym to wcześniej. Być może kiedyś pokuszę się o napisanie autobiografii - podsumował Kajzer. 30-latka nie omijały też kontuzje.