Łukasza Romanka wspominamy akurat dziś nie bez powodu. Dokładnie dwadzieścia lat temu wychowanek ROW-u zwyciężył w finale młodzieżowych indywidualnych mistrzostw Polski. Poza nim pod taśmą ustawiło się wielu utalentowanych zawodników, ale to właśnie żużlowiec urodzony w Knurowie pokazał całemu kraju, jak ogromnym potencjałem dysponuje. Eksperci zresztą już wcześniej wróżyli mu udaną karierę i nie wykluczali, że w kolejnych latach powtórzy podobny sukces na arenie międzynarodowej. Same za siebie mówiły też zresztą wyniki Łukasza Romanka w zmaganiach ligowych. Od początku do końca był on wierny macierzystemu klubowi, któremu oddał całe swe serce i aż dwukrotnie cieszył się z nim awansem do najwyższej klasy rozgrywkowej. Młodemu zawodnikowi czasem zdarzały się gorsze mecze, tak jak każdemu sportowcowi dopiero co zaczynającemu przygodę z dyscypliną. Problem jednak w tym, że nie potrafili zrozumieć tego wymagający kibice. Musiał zmienić numer telefonu, chciano spalić mu samochód Napisać, że nie dawali mu oni spokoju, to jak nic nie napisać. W pewnym momencie mowa była o prześladowaniu i nie są to wyolbrzymione słowa z naszej strony. Pojedynczy delikwenci po gorszym spotkaniu potrafili zawitać pod samochód zawodnika, by obrzucić go wyzwiskami. Na domiar złego Łukasz Romanek należał do bardzo wrażliwych ludzi i brał do siebie niemal każde złe słowo. Kibice pewnie o tym wiedzieli, ale i tak nie zamierzali przestawać. Agresorzy tak naprawdę opamiętali się wtedy, kiedy było już za późno na zmianę zachowania. Sytuacja na tyle wymknęła się spod kontroli, że zawodnik wraz z każdym kolejnym treningiem dosłownie gasł w oczach i zupełnie nie przypominał żużlowca z pierwszych lat startów na motocyklu bez hamulców. Pomimo tego, nie zamierzał się poddawać. - Łukasz coraz bardziej zamykał się w sobie. Mówił mi, że brakuje mu jakiegoś impulsu, spektakularnego zwycięstwa, aby się odbudować - wspominał na łamach WP SportoweFakty Michał Stencel. Znalazła go babcia. Takiego widoku nie życzy się nawet największemu wrogowi Niestety przełamanie ostatecznie nie nadeszło. 2 czerwca 2006 roku bohater naszego tekstu pokręcił kilka kółek na domowym owalu i według artykułu dostępnego na pobandzie.com.pl tradycyjnie wybrał się do garażu, by przygotować motocykle do kolejnego wyjazdu na tor. Młody chłopak bardzo długo nie wracał do domu, co zaniepokoiło babcię, która postanowiła zobaczyć, czy z żużlowcem wszystko jest w porządku. Gdy kobieta pojawiła się na miejscu, zastała przerażający widok. Ukochany wnuk nie dawał już oznak życia, ponieważ chwilę wcześniej popełnił samobójstwo. Rybnickie środowisko długo nie mogło uwierzyć w te szokujące informacje. Niemal całe miasto pogrążyło się w żałobie, a ponadto osoby obrażające wcześniej zawodnika, nagle zaczęły wieszać transparenty o treści "Łukasz, dziękujemy". Szkoda, że dopiero przejrzeli na oczy po tym jak wydarzyła się tragedia, gdyż można było jej uniknąć. Na Śląsku o Łukaszu Romanku nie zapomniano do dziś. Kilkukrotnie zorganizowano nawet memoriał ku jego pamięci, w którym startowali naprawdę znakomici żużlowcy. Zmagania wygrywali między innymi Nicki Pedersen, Greg Hancock czy Jason Crump, czyli wielokrotni mistrzowie świata w tej dyscyplinie sportu.