Jason Doyle to nowy nabytek ZOOleszcz GKM-u Grudziądz. Australijczyk ma być liderem zespołu wraz ze swoim rodakiem Maxem Fricke'iem. Słowa 38-latka na temat specyficznego toru przy ulicy Hallera 4 mogą przynajmniej na razie uspokoić miejscowych fanów. Oni są nieobliczalni Do Grudziądza dołączył także Jaimon Lidsey. W drużynie pozostali Wadim Tarasienko i Kacper Pludra, który od przyszłego sezonu będzie seniorem. W dodatku formacja młodzieżowa ma zostać oparta tylko na swoich wychowankach. Są nieobliczalni. Jedni skazują ich na spadek, a drudzy wieszczą upragniony awans do play-off. Wszak pomiędzy tymi rzeczami jest bardzo cienka granica. - Miałem kilka różnych opcji, by zdecydować, gdzie będę się ścigał w sezonie 2024. Sporo myślałem o swojej przyszłości i sądzę, że przyjście do Grudziądza jest dobrym posunięciem. Mamy zawodników, którzy ścigają się od wielu lat i naprawdę ciężko pracują. Myślę, że najważniejszą rzeczą jest to, by mieć zespół normalnych ludzi walczących i starających się wygrywać - tłumaczy Doyle w rozmowie z PGE Ekstraligą. Magia dębu Niejednokrotnie żartowano na temat dębu, który stoi za bandą na drugim łuku w Grudziądzu. Gdy jeszcze ścigano się na starej geometrii toru, to właśnie na tym wirażu dochodziło do największej ilości wypadków. Mówiono wówczas, że to właśnie to drzewo przyciąga ich do bandy dmuchanej. Żużlowcy ogólnie musieli się wysilić, aby skutecznie rywalizować na tym obiekcie. Od momentu zmiany szerokości toru w 2020 roku, to stał się on już mniej techniczny, lecz dalej wielu zawodników ma z nim niemałe kłopoty. Głównie z nawierzchnią, która często jest wręcz twarda jak beton. - Nasz domowy tor jest bardzo dobry i jeśli znajdziesz odpowiednie ustawienia oraz silniki pracują należycie, to można na nim zdobywać sporo punktów. Każdemu zawodnikowi pasuje inny tor, ale czuję, że mój styl jest odpowiedni do jazdy na tym torze - przekonuje.