Maciej Janowski i Max Fricke to z pewnością najwięksi nieobecni przyszłorocznego cyklu Grand Prix. Obaj zawodnicy nie zyskali uznania w oczach promotora Discovery i zabraknie ich w przyszłorocznych zmaganiach o mistrzostwo świata. Prezes GKM-u Grudziądz pyta, o co tutaj chodzi - Ja również byłem zaskoczony brakiem nominacji dla Maxa. To wciąż młody i rozwijający się zawodnik. Do tego waleczny, co udowodnił w tym sezonie w naszych barwach. Skończył rozgrywki ze średnią 2,0, więc chyba wszystkich zaskoczył pozytywnie swoją postawą - mówi nam Marcin Murawski, prezes grudziądzkiego klubu. - Poza tym patrząc na ostateczną obsadę, to brak tego zawodnika jest bardzo zastanawiający. Zresztą nie tylko jego, bo brakuje mi także kilku innych żużlowców. Należy zadać sobie pytanie, czy chodzi o, aby Grand Prix było bardziej egzotyczne, czy może o to, że to mistrzostwa świata i zależy nam na obecności najlepszych. Wydaje mi się, że Grand Prix jest po to, aby jeździła tam elita. Swoją drogą ktoś może powiedzieć, że GKM-owi brak Fricke'a w Grand Prix będzie na rękę. Chodzi o to, że Australijczyk będzie mógł więcej czasu poświęcić na spokojne treningi przed meczami ligowymi. Nie będzie też ryzyka odniesienia kontuzji w zmaganiach o mistrzostwo świata. Okazuje się jednak, że w klubie nieco inaczej patrzą na ten fakt. Cugowski bez cenzury: "Nie mogę słuchać tego bełkotu. Nikt im nie podskoczy" - Jeśli chodzi o dostępność, to jest to jakiś plus. Musimy pamiętać jednak, że wielu zawodników lubi częste starty. Max Fricke jest takim żużlowcem, który preferuje taki model. W tym roku jego kalendarz był bardzo mocno wypełniony. Stwierdził, że to jest dla niego najlepsza droga, więc taka przerwa nie zawsze jest dobrym rozwiązaniem. Na koniec dodajmy, że Fricke został wyznaczony do roli pierwszego rezerwowego. W tej sytuacji to jednak marne pocieszenie dla tego zawodnika. Były prezes ostro o aferze ze Zmarzlikiem. "Pospuszczali głowy"