Zaczęło się od tego, że Maksym Drabik w ogóle nie patrzył w kamerę. Daszek czapki nasunął tak, że widzowie nie widzieli jego oczów. Dziennikarze również. Trudno powiedzieć, o co zawodnikowi chodziło. Być może wciąż ma żal do środowiska, zwłaszcza do mediów, o liczne i często krytyczne publikacje dotyczące jego wpadki dopingowej. Konkretnie chodzi o złamanie procedury i przyjęcie zbyt dużej wlewki, za co został zdyskwalifikowany na rok. Drabik siedział tam za karę Po obejrzeniu relacji z mixed-zony można by dojść do wniosku, że lepiej by było, gdyby Drabik ograniczył swój niedzielny występ do tego, co na torze. Tam błyszczał, szalał, zdobył 16 punktów. To był taki Drabik, jakiego chcielibyśmy oglądać. Ciężko się natomiast patrzyło na zawodnika, który siedział ze spuszczoną głową. Widać było, że siedzi w telewizyjnym studio za karę, że nie ma ochoty na żadne pomeczowe zwierzenia. A jak już zaczął mówić, to widzowie mogli odnieść wrażenie, że ostatni rok Drabik spędził na czytaniu tomików poezji. Na pierwsze pytanie redaktora Marcina Majewskiego Drabik odpowiedział niczym dziecko: - Nie proszę pana, nie pamiętam - mówił gdy dziennikarz zapytał go, czy pamięta, kiedy zdarzyło mu się zdobyć 16 punktów. Majewski nie dał jednak za wygraną, dociskał, a Drabik wypalił stwierdzeniem: - Ostatnie lata mojej działalności na motocyklu pamiętam, jak przez mgłę, więc nie mam żadnych argumentów - przyznał, choć nie do końca było wiadomo, o co mu chodzi. Poeta Drabik. Pięknie jeździł, starannie dobierał słowa Dalej było jeszcze ciekawiej: - Do każdego biegu podjeżdżałem bez koncepcji, a sytuacje na torze były tak zaskakujące, z kolei linie korzystne i optymalne, więc stwierdziłem, że po pierwszych metrach od puszczenia klamki będę podejmował decyzje i żywiłem nadzieję, że będą to decyzje, które pozytywnie wpłyną na wynik finalny - opowiadał, starannie dobierając słowa. Drabik mówił też o tym, że czuł się komfortowo na motocyklu, że dawał mu on wiele możliwości, co kibice mieli okazję zobaczyć. Jednak, aż się boimy napisać, że to był występ palce lizać. Chyba lepiej byłoby stwierdzić, że z mgły wyszedł Drabik, jakiego zawsze chcielibyśmy oglądać. A jak ktoś lubi tego słuchać, to ma poezję na torze i poza nim. Takie podwójne uderzenie.