Za nami wszystkie pierwsze mecze ćwierćfinałowe PGE Ekstraligi, które zgodnie z oczekiwaniami dały kibicom mnóstwo emocji. Bardzo ciekawie było w Lesznie, gdzie miejscowa Fogo Unia pojedynkowała się z Betard Spartą Wrocław. Choć gospodarze dobrze rozpoczęli spotkanie, to ostatecznie goście ze stolicy Dolnego Śląska cieszyli się ze zwycięstwa i znaleźli się w komfortowej sytuacji przed rewanżem na własnym terenie. Ogromna w tym zasługa między innymi Piotra Pawlickiego. Polak po raz pierwszy w lidze ścigał się na Stadionie imienia Alfreda Smoczyka zakładając inny kask niż czerwony lub niebieski i podołał wyzwaniu, ponieważ bez jego ważnych punktów podopieczni Dariusza Śledzia nie sięgnęliby po końcowy triumf. 28-latek w pomeczowej rozmowie przyznał, iż ciężko było mu się ścigać przeciwko macierzystemu klubowi. Wychowanek Unii przy okazji uważał na słowa, by nie narazić się kibicom. Pawlicki zachowuje koncentrację. Ma jeszcze robotę do wykonania Wrocławianie w niedzielę nie zamierzali jakoś bardzo świętować ogromnego sukcesu, jakim było pokonanie rosnących w siłę gospodarzy. Każdy już skupia się na drugim pojedynku, ponieważ dopiero rewanż zadecyduje o tym, kto znajdzie się w gronie półfinalistów rozgrywek. - Dobrze mi się jeździło. Wspaniale było tutaj wrócić i zobaczyć prawie pełny stadion imienia Alfreda Smoczyka. Gratulacje dla całej Fogo Unii Leszno, bo mecz był wysokiej rangi i mógł się podobać. Jeszcze natomiast mamy rewanż i wiemy, że cała ekipa leszczyńska będzie zmotywowana, by przyjechać i utrzeć nam nosa. Jesteśmy więc nadal mocno skoncentrowani, ponieważ wiemy, że sześć punktów to nie jest dużo. Wystarczą tak naprawdę dwa biegi i już odrobiona strata - zakończył jeden z głównych bohaterów wieczoru. Wspomniany rewanż rozpocznie się 20 sierpnia o godzinie 19:15.