Dziewięć punktów w pierwszym meczu po bardzo długiej przerwie od żużla. To wynik bardzo dobry, jak na człowieka, który jeszcze niedawno był poważnie zagrożony koniecznością zakończenia kariery. Przebywał w Ukrainie i nie miał zgody na opuszczenie kraju w związku z oczywistymi powodami. Wydawało się, że do żużla może już naprawdę nigdy nie wrócić. Udało mu się to zrobić, a w PSŻ-cie bardzo się z tego ucieszyli, bo czekali na Łoktajewa cały rok. Kontrakt miał już na sezon 2022, ale nie pojawił się na torze ani przez chwilę. Łoktajew to żużlowiec, który w 2020 roku był o włos od rzeczy naprawdę wielkiej. Podczas GP Challenge w Gorican w sposób bezdyskusyjny wygrał trzy pierwsze biegi. Następnie zajął drugie miejsce, ale z jedenastoma punktami był głównym faworytem do awansu. W najważniejszym biegu jednak najpewniej zawiodła go psychika. Upadł i pogrzebał szansę na największy sukces w życiu. Wielu kibicom było go bardzo szkoda, bo na awans zasłużył, a do hermetycznego cyklu mógł wnieść sporo ożywienia, które było mu potrzebne. Trenował z gwiazdami i w niczym nie odstawał Nie każdy o tym wie, ale Aleksandr Łoktajew przed sezonem odbył kilka treningów z największymi gwiazdami żużla. Choć nie należy do ścisłej czołówki, notował czasy takie same, jak medaliści mistrzostw świata. Obserwatorzy przecierali oczy ze zdumienia, będąc w szoku że człowiek po takiej przerwie i po takich problemach jest w takiej formie. Łoktajew udowodnił, że do żużla ma talent, tylko wciąż nie do końca może go pokazać. Jego kariera ma sporo wzlotów i upadków. W styczniu Aleksandr skończy 30 lat. W żużlu dużo to i mało. Wciąż może wiele osiągnąć, a ostatnimi czasy coraz więcej zawodników w tej dyscyplinie notuje wielki progres około tego wieku właśnie. Wystarczy wspomnieć Rasmusa Jensena czy nawet Jasona Doyle'a sprzed kilku lat. Oni w początkowej fazie swoich karier byli co najwyżej średniakami. Łoktajew ma taki plus, że już jako junior jeździł w Ekstralidze i wie, z czym to się je.