Kibice nie mają litości dla Grega Hancocka. Najpierw krytykowali go, kiedy wziął pod swoje skrzydła Szymona Woźniaka. Polak u jego boku nie zrobił oszałamiającego wyniku i ich współpraca skończyła się po zaledwie jednym sezonie. Teraz wszystko wskazuje na to, że 4-krotny mistrz świata zwiąże się z Janem Kvechem. Polak stanął w obronie mistrza, "mówił to przez grzeczność" - Tonący brzytwy się chwyta. Bardzo głośno się o nim mówi, choć dotychczas nie osiągnął żadnego oszałamiającego wyniku. Na ustach wszystkich są z reguły najlepsi na torze lub najbardziej kontrowersyjni. Wydaje mu się, że mając u boku Hancocka, nagle osiągnie więcej niż do tej pory - mówi nam Jan Krzystyniak. Powszechnie przyjęło się, że Hancock nie pomógł Woźniakowi, bo 31-latka nie broniły wyniki. Sam zainteresowany bronił Amerykanina. Mówił o nabytej wiedzy, jeśli chodzi o znajomość sprzętu oraz niuanse w poprawie techniki jazdy. Wszystkie rady mają zaprocentować w przyszłości. - Mówił to przez grzeczność. Oby tak było - chciałbym, żeby przynajmniej wrócił do poziomu sprzed kilku lat - twierdzi. Szczera prawda nt. pracy Amerykanina - Żeby było jasne - nie dostrzegam błędów Hancocka w pracy z zawodnikami, których dotychczas prowadził. Ich słabe wyniki nie przekreślają tego, że jest fachowcem. Greg był znakomitym zawodnikiem i jednym z najlepszych na świecie pod względem precyzyjnego dopasowania motocykla do swoich potrzeb. Przyglądałem mu się podczas pracy w Częstochowie i widziałem, jak świetnie potrafił współpracować ze sprzętem. Wiedział, czego chce - tłumaczy. - Różnica polega na tym, że to on jeździł na tym motocyklu. Teraz nie ma możliwości dokładnie ocenić, jak zachowuje się silnik jego podopiecznego. Nadchodzą trudniejsze czasy - zawodnicy mają coraz mniejsze pojęcie o swoim sprzęcie. I nie są to tylko moje słowa, ale także opinie ludzi, którzy wciąż czynnie pracują przy żużlu - podkreśla. Brutalnie ocenił umiejętności zawodników, "pozostało niewielu" - Tych, którzy naprawdę czują sprzęt, pozostało niewielu. Reszta opiera się na metodzie prób i błędów, często nie rozumiejąc nawet, dlaczego wygrali dany bieg. Współpraca z legendami niekoniecznie pomoże im osiągnąć dobre wyniki. Dlatego nie winię byłych zawodników - oni nie mają na to wpływu. Żal mi Grega, bo wielu kibiców uważa, że rozmienia się na drobne. Jego podopieczni nie potrafią jasno określić, czego od niego oczekują - dodaje. Jeśli chodzi o Kvecha, to dla niego kluczowy sezon w karierze. Przed nim ostatni rok na pozycji U24. Najpewniej za kilka miesięcy będzie musiał szukać klubu na zapleczu elity. Przez lata dużo mówiło się o mało profesjonalnym podejściu do sportu żużlowego. Teraz należą mu się mimo wszystko słowa pochwały, że chce coś w tym kierunku zmienić - Śledziłem go uważnie w barwach Falubazu. Wielokrotnie tracił pozycje w sposób typowy dla niedoświadczonego zawodnika, podejmując złe decyzje podczas wyścigu. Nie widzę dla niego przyszłości w PGE Ekstralidze. Niech jednak nikt nie myśli, że jeśli ktoś nie osiągnął sukcesów do 24. roku życia, to powinien kończyć karierę. Gdyby każdy kierował się taką zasadą, za chwilę nie miałby kto jeździć na żużlu - kończy.