Karuzela transferowa zaczyna się na dobre rozkręcać w polskich ligach żużlowych. Włodarze Włókniarza Częstochowa są już po pierwszych rozmowach kontraktowych, a kibice spod Jasnej Góry nie powinni spodziewać się kadrowej rewolucji. Skład na przyszły sezon pozostanie raczej niezmieniony. Odnośnie kontraktów - Michał Świącik ma zastrzeżenia do niektórych aspektów prekontraktów. - Jestem po wstępnych rozmowach z zawodnikami i kształtowaniu zespołu. Karuzela się dopiero teraz rozpoczyna. Są przepisy, które dają komfort zawodnikom i klubom, ale też otwierają furtki do pewnych rzeczy, przy których należy postawić znak zapytania. Myślałem, że jak zawodnik u nas jeździ, a dogada się z innym klubem, to my będziemy o tym wiedzieli, a nie, że dowiemy się w listopadzie, że miał prekontrakt podpisany z danym klubem. Chciałbym to wiedzieć przed fazą play-off, żeby uniknąć pseudorozmów. Prekontrakty powinny być ujawniane. Byłbym zadowolony, gdyby Włókniarz wyglądał tak samo w przyszłym roku, jak teraz. Juniorzy byliby bardziej doświadczeni, a to spory handicap. Mamy utalentowanych chłopców, ale pierwszy rok w ekstralidze jest trudny - mówił Michał Świącik w Magazynie PGE Ekstraligi emitowanym na antenie Eleven Sports. Na ten moment wydaje się, że najbardziej w szeregach Lecha Kędziory zawodzi Jakub Miśkowiak. Reprezentant Włókniarza nie przypomina tego zawodnika, którym był choćby przed sezonem. Prezes Świącik jest przekonany, że problem stanowią silniki. Zgłaszali uwagi do toru Tor w Toruniu podczas spotkania Apatora z Włókniarzem rozsypywał się. Problem z pokonywaniem łuków mieli nie tylko juniorzy, ale także takie tuzy, jak choćby Robert Lambert. Czy tor był regulaminowy? - Są odpowiednie osoby, które potrafią to ocenić. Trener Kędziora zgłaszał miejsca, w których tor się odkleja już przed meczem. Były one poprawiane zgodnie ze sztuką. Później tor zaczął się rozwalać. Nie zgodzę się, że brak umiejętności Halkiewicza zdecydował o upadku, bo Robert Lambert też upadł w tym samym miejscu. Wierzę, że takie przygotowanie nawierzchni nie było specjalne. Czasem tak jest, że chce się zrobić tor pod swoich, a nie zawsze wyjdzie tak, jak się chce, by wyszło. Należy pamiętać, że mamy przed sobą play-off, jest kilka spotkań i nie potrzeba nam kontuzji. Nie było ścigania ani mijanek, a upadków trochę widzieliśmy - powiedział Michał Świącik. Pomimo rozwalającego się toru i miernego widowiska, częstochowianie są zadowoleni z przebiegu spotkania. Nic dziwnego, bo zwycięstwo wyszarpali w ostatnim biegu. - Jak po każdym takim meczu, jestem zadowolony na 10 w skali do 10. Były myśli, jak przegrywaliśmy, byśmy wzięli tylko bonus i pojechali do domu. Żużel jest przewrotny. Nie ukrywam, że to, co się działo w parku maszyn, nerwy które były spowodowane upadkami i niebezpiecznym torem pomogły nam się zmobilizować, zebrać do kupy i powalczyć o zwycięstwo - zakończył Świącik.