Sprawa miała być prosta. Falubaz sensacyjnie spadł z PGE Ekstraligi, ale nie zamierzał zapuszczać korzeni na jej zapleczu. Przedłużenie umów z Piotrem Protasiewiczem i Maksem Fricke’iem, transfery Krzyszofa Buczkowskiego, Rohana Tungate’a, sezon poświęcony na zwiedzanie ośrodków dość egzotycznych dla rozpieszczonych ostatnio zielonogórzan, szast-prast i powrót do najlepszej ligi świata. Niby wiadomo było, że Abramczyk Polonia Bydgoszcz również udała się na kosztowne zakupy, ale w lubuskim tę informację traktowano raczej w kategoriach ciekawostki. Nikt nie zakładał innego scenariusza niż spokojne zwycięstwo w eWinner 1. Lidze. Sezon jest długi. Jak mantrę przypominają nam to wszyscy medialni eksperci. Już na jego obecnym etapie widać jednak, iż tegoroczny Falubaz nie jest Apatorem z sezonu 2020. Spadkowicz co prawda nie zaznał jeszcze żadnej porażki, ale nie sposób uznać tego za sukces. Wystarczy spojrzeć nieco głębiej niż tylko suchy dorobek punktowy, by jasno stwierdzić, że podopieczni Piotra Żyty mają spory problem. Żużel. Kłopoty Falubazu Najpierw domowy remis z przeciętnym Aforti Startem Gniezno. Tę stratę punktów można by od bólu zrzucić na trwające podczas meczu opady śniegu, brak atutu własnego toru, zlekceważenie siły pierwszoligowca po latach spędzonych w Ekstralidze, a nawet słynną już klątwę pierwszej kolejki, która przed laty doprowadzała do jeszcze bardziej sensacyjnych rezultatów. Później Falubaz wybrał się do Landshut. - Tam już wygraliśmy, a Polonia przecież nie - mogą zaklinać rzeczywistość zielonogórzanie. Mniej lub bardziej umyślnie zapominają jednak o tym, że w spotkaniu z ich zespołem nie wziął udziału Martin Smolinski. Ostrzegawcza czerwona lampka - mrugająca od samego początku sezonu - zaczęła świecić oślepiającym wręcz blaskiem w minioną niedzielę, gdy Falubaz ledwo wyciągnął czteropunktowe, domowe- zwycięstwo ze Zdunek Wybrzeżem Gdańskiem - zdecydowanie najsłabszą drużyną rozgrywek, którą jeszcze tydzień temu jednogłośnie skazywano na spadek. Adrian Gała czy Wiktor Trofimow wygrywający z gwiazdami na wyjeździe? Houston, mamy problem! PGE Ekstraliga na nich poczeka? Falubaz ratuje Max Fricke. Gdyby nie Australijczyk z Grand Prix, spadkowicz z PGE Ekstraligi byłby dziś szarym, pierwszoligowym średniakiem. Kibiców zawodzi szczególnie Piotr Protasiewicz. Trudno jednoznacznie stwierdzić czy powodem jego kryzysu są konsekwencje marcowego wypadku, tarapaty sprzętowe czy najzwyczajniejszy w świecie problem ze znalezieniem w sobie nowych pokładów motywacji. 47-latek ogłosił wszak niedawno, że wkrótce zakończy sportową karierę. Do fazy play-off daleka droga. W tym sezonie weźmie w niej udział aż sześć zespołów, więc ciężko spodziewać się, by Falubaz miał do niej nie awansować. Jeśli w tamtejszym parku maszyn nie dojdzie do trzęsienia ziemi, to próżno będzie jednak oczekiwać od nich zwycięstwa w dwumeczu ze wspomnianą Polonią. Czy wielka potęga będzie w stanie zażegnać kryzys? Przekonamy się już wkrótce. Zielonogórzan czekają w najbliższym czasie dwa poważne egzaminy - u siebie z bydgoszczanami i na wyjeździe z Cellfast Wilkami Krosno.