Raz po raz pojawiają się coraz bardziej odważne głosy, że czas najwyższy odwiesić zawieszenie Rosjanom, którzy nie mogą startować w cyklu Grand Prix. Chodzi o tych, którzy w międzynarodowych ligach startują bez przeszkód dzięki posiadaniu polskiego paszportu. Artiom Łaguta i Emil Sajfutdinow brylują m.in. w PGE Ekstralidze a fakt ten sprawia, że niektórzy znów chcieliby zobaczyć ich w konfrontacji z Bartoszem Zmarzlikiem w konfrontacji o mistrzostwo świata. Czy to czas na powrót Rosjan do Grand Prix? Przy okazji warto dodać, że wspomniana wyżej dwójka też miałaby ochotę, aby wrócić do Grand Prix. Łaguta swego czasu rozważał nawet wejście na ścieżkę prawną, która miałaby mu umożliwić jazdę w cyklu. Szybko wycofał się z tego pomysłu cierpliwie przyglądając się rozwojowi sytuacji. Jego determinacja jest tym większa, że po zdobyciu mistrzostwa świata w 2021 roku nie miał okazji bronić tytułu. - Trzeba trzymać się jakichś zasad. Nie przejmujmy się tym, że pojawia się presja. Nie róbmy promocyjnych ruchów względem Rosjan. Decyzja przecież została już wcześniej podjęta, a jak wiemy status wojny wcale się nie zmieni. Poza tym wcale nie uważam, że obecność Łaguny czy Sajfutdinowa ożywi cykl. Problem widzę gdzie indziej - komentuje dla nas Adam Jaźwiecki, żużlowy ekspert i felietonista. To dlatego Zmarzlik zdominował rywali - Kalendarz żużlowy jest strasznie przeładowany. Zawodnicy są zmęczeni, gnają z zawodów na zawody. Najlepszym przykładem jest Leon Madsen, który stawia sprawę wprost. Podobnie Fredrik Lindgren. W tym momencie w tej gonitwie najlepiej radzi sobie Zmarzlik nie tylko z przyczyn sportowych. Bartek jest doskonale zorganizowanym zawodnikiem ze świetnym teamem i przy takim kalendarzu wypada najlepiej. On wcale nie musi wygrać żadnego turnieju, aby zostać mistrzem świata. Tej sztuki dokonał już kiedyś Mark Loram - mówi nasz rozmówca. A na potwierdzenie tych słów dodajmy, że Zmarzlik po czterech rundach ma już w klasyfikacji dość bezpieczną przewagę 12 punktów nad drugim Jackiem Holderem. Co ciekawe, nie wygrał w tym roku jeszcze żadnego turnieju. - Zwróćmy uwagę na miesiąc czerwiec - mieliśmy Roland Garros, zacznie się Wimbledon, do tego piłkarskiej mistrzostwa Europy oraz zawody Grand Prix wraz z PGE Ekstraligą. Dla samego żużlowego kibica to za dużo. Podaję tylko ten przykład jako ciekawostkę. Wracając zaś do sedna myślę, że należałoby rozważyć zmniejszenie liczby turniejów w cyklu. Może sześć, osiem zawodów w najbardziej prestiżowych ośrodkach? Wtedy łatwiej byłoby o większe emocje. Mam wrażenie, że niektóre turnieje organizowane są na siłę w małych miastach. To wszystko trochę powszednieje - puentuje Jaźwiecki.