Cellfast Wilki długo stawiały się Tauron Włókniarzowi w czwartkowy wieczór przy okazji zaległego spotkania w ramach dziesiątej rundy PGE Ekstraligi. Jeszcze na półmetku faworyzowani goście nie mogli być pewni swego, bo co uciekali, to za chwilę gospodarze niwelowali stratę i pokazywali, że tanio skóry nie sprzedadzą. Ważne punkty woził nawet niesamowicie zmotywowany Krzysztof Sadurski. Młodzieżowiec kryzys ma już chyba za sobą, ponieważ pokazał plecy między innymi Mikkelowi Michelsenowi oraz Jakubowi Miśkowiakowi, czyli naprawdę uznanym nazwiskom w świecie czarnego sportu. Beniaminek ostatecznie jednak musiał porzucić marzenia o zwycięstwie po tym, co stało się w jedenastym biegu. Doszło wtedy do fatalnie wyglądającej kraksy z udziałem Krzysztofa Kasprzaka oraz Vaclava Milika. Koledzy z zespołu upadli tak niefortunnie, że w czwartek nie pojawili się już więcej na motocyklach. O ile Czech narzekał "jedynie" na ból głowy, który powinien minąć po paru dniach, o tyle Polak został na noszach zabrany do karetki i udał się do szpitala. Pierwsze diagnozy mówią o urazie nogi. Andrzej Lebiediew prosi tylko o jedno Po tym wszystkim Cellfast Wilki się już nie podniosły i poległy 41:49. Smutny z tego powodu był zwłaszcza kapitan drużyny, Andrzej Lebiediew. Co warto zaznaczyć, poważny upadek przydarzył się krośnianom w najgorszym możliwym momencie. Najbliższe tygodnie zadecydują o być albo nie być w PGE Ekstralidze. Chociażby 2 lipca krośnianie wybierają się do Grudziądza, czyli na teren głównego rywala w walce o utrzymanie w elicie. Obecność Krzysztofa Kasprzaka bardzo by im pomogła, ponieważ wicemistrz świata z 2014 roku przejeździł w barwach ZOOLeszcz GKM-u naprawdę wiele sezonów.