Dużą radość wśród sympatyków żużla wywołała informacja o prawdopodobnej reaktywacji słynnego grudniowego ścigania. Turnieje gwiazdkowe oczywiście zawsze kojarzyły się z Piłą, ale po tylu latach bez tych zawodów, nikt już by nie narzekał na to, że tym razem turniej zostałby rozegrany w Gnieźnie. Przypomniana byłaby wielka tradycja, kawał historii tego sportu. Niegdyś turniej gwiazdkowy był ważnym elementem żużlowego kalendarza. Plany jednak zostały szybko zweryfikowane. Przegląd Sportowy informował o tym, że do zawodów nie zgłosił się żaden zawodnik. Wygląda na to, że nie była to żadna pomyłka. W środowisku krążą opinie, że po prostu nikomu nie chce się o tej porze jeździć, zamawiać sprzęt na te zawody czy ryzykować kontuzją w trakcie okresu przygotowawczego. Takie są powody niechęci żużlowców. Taka postawa może dziwić U progu każdego sezonu zawsze słyszymy znaną wymówkę zawodników, którym nie idzie. Mówią, że to jeszcze brak czucia motocykla, bo przerwa taka długa, bo pogoda nie pozwoliła odpowiednio wcześnie zacząć treningów na torze. Nikt oczywiście nie mówi, że jedne zawody w grudniu jakoś dużo by pomogły. Jeśli ktoś jednak narzeka na długą przerwę, a nie korzysta z takiej możliwości, przeczy sam sobie. Rozegranie turnieju gwiazdkowego stoi pod znakiem zapytania, ale jeszcze nie jest pozamiatane. Być może po prostu w ostateczności zawody będą obsadzone juniorami, tak jak jedna z ostatnich edycji Łańcucha Herbowego. Młodzi zawodnicy nie mają aż takich oporów, by zimą wsiąść na motocykl i się pościgać. Wielu bardzo się do tego garnie. Pytanie, czy pozwolą na to ich kluby, wiedząc że juniora może ponieść ambicja.