Nie od dziś wiadomo, że jeśli komuś zależy na zarabianiu pieniędzy w sporcie żużlowym, to musi podpisać kontrakt w polskiej lidze. To właśnie w tym kraju zarobki są największe i to tutaj jeździ się dla zysku. PGE Ekstraliga przewyższa nawet sam cykl Grand Prix. W mistrzostwach świata startuje się przede wszystkim dla prestiżu. Natomiast zagraniczne rozgrywki służą najczęściej temu, aby podtrzymać rytm startowy. Gruntownych zmian w tej kwestii domaga się Peter Ljung. Jeżdżą tam dla zabawy. To w Polsce zarabiają miliony Szwedzka Bauhaus-Ligan najprawdopodobniej aktualnie jest najsilniejszą zagraniczną ligą. To tam najczęściej czołowi zawodnicy decydują się na kontrakt. Nie startują tam dla pieniędzy, tylko chcą mieć kontakt z motocyklem, a jednocześnie ścigają się z godnymi rywalami. Żużlowcy często powtarzają, że najgorsze zawody są lepsze, niż najlepszy trening. Nieoficjalnie wiemy, że zawodnicy ustalają przy podpisywaniu umowy wysokość swojego wynagrodzenia. Nieważne ile punktów zdobędziesz i ile wyścigów odjedziesz w danym meczu. Ewentualnie dodatkowo przewidywane są jakieś bonusy dla poszczególnych zawodników. Oczywiście wspomnieliśmy już, że nie są to tak wysokie pieniądze, jak w Polsce. Uderza pięścią w stół. Domaga się gruntowej zmiany W Szwecji nie ma takiego statusu, jak zawodnik młodzieżowy. Pod numerem 6 i 7 znajdują się żużlowcy z najniższą kalkulowaną średnią meczową w sezonie. To oznacza, że są teoretycznie najsłabsi w całym zespole. Bardzo często ulokowani są tam Szwedzi, którzy nie mogą liczyć na takie kwoty, które otrzymują na przykład Maciej Janowski lub Dominik Kubera. Na to narzeka Peter Ljung, czyli człowiek, który na żużlu zjadł własne zęby. Jego zdaniem stawki dla Szwedów są irracjonalnie niskie. - Niestety oferowane wynagrodzenie jest irracjonalne, aby móc zapewnić konkurencyjność. Nie interesuje mnie dokładanie pieniędzy na wyjazd, bo to nie ma sensu. Niestety, ale to nie jest rywalizacja na równych zasadach, a dla większości Szwedów, którzy są rezerwowymi jest to niestety codzienność - mówi Peter Ljung w rozmowie ze speedwayfans.se. - Mamy takie same wydatki, jak inni i domagamy się możliwości walki o punkty. A co, mamy dziękować za umożliwienie udziału w meczu? Nic takiego z mojej strony nie będzie miało miejsca. Tym bardziej że jedna awaria sprzętu powoduje, że kilka kolejnych startów to spłata poniesionych kosztów - kończy. Jedno trzeba mu przyznać. Utrzymanie sprzętu żużlowego z roku na rok jest coraz droższe. Z drugiej strony warto przybliżyć ich poziom sportowy. Reprezentacja Szwecji nie dysponuje już tak dużym potencjałem, jak to miało miejsce jeszcze kilkanaście lat temu. Dlatego nie ma co się też dziwić, że zarabiają grosze.