Wszystko zaczęło się od zaplanowania trzeciej rundy IMP na dzień po finale DPŚ i to w Krośnie. Do przemierzenia cała Polska. Po co? Tego nie wie nikt chyba także wśród żużlowych władz. Kiedy dziennikarze dopytywali o to zjawisko, tłumaczono się brakiem terminów. Nic by się nie stało, gdyby te zawody zaplanowano na poniedziałek, bo przecież przez niedzielne wydarzenia i tak odbędą się w poniedziałek. Termin zatem był. Nie trzeźwieliby przez miesiąc Wyobrażacie sobie, co by się stało, gdyby to polscy piłkarze zostali mistrzami świata? Na lotnisku czekałoby na nich przyjęcie, prezydent wygłosiłby orędzie do narodu, a impreza byłaby taka, że Kamil Glik z Kamilem Grosickim i Sławomirem Peszko nie trzeźwieliby przez następny miesiąc. Oczywiście pół żartem, pół serio. Tymczasem po zdobyciu mistrzostwa świata przez naszych żużlowców, ci mogli co najwyżej wypić piwo i to w pośpiechu, bo przecież trzeba się dostać do Krosna, gdzie nazajutrz przewidziano trzeci finał IMP. Trenerowi Rafałowi Dobruckiemu oraz jego podopiecznym po prostu ukradziono szansę na świętowanie sukcesu. Przecież taki IMP mógłby od razu być zaplanowany na poniedziałek i nic wielkiego by się nie stało, a nasi żużlowcy mieliby chwilę, by pobyć razem. A co, jeśli to życiowy sukces Dominika Kubery? Maciej Janowski, Patryk Dudek, Janusz Kołodziej i Bartosz Zmarzlik znali już wcześniej smak złotego medalu w dorosłym czempionacie, ale weźmy pod lupę Dominika Kuberę, który po przejściu w wiek seniora jeszcze smaku mistrzostwa świata nie zaznał. Odebrano mu możliwość świętowania być może życiowego sukcesu, czego jednak nie życzymy Dominikowi, bo chcielibyśmy, by tych mistrzostw świata miał jak najwięcej. Powiecie, że przecież nasi kadrowicze mogą się spotkać w innym terminie. To już nie ten sam smak zwycięstwa. Marketingowo jesteśmy w ciemnej dziurze A jak nasz sukces rozstał ubrany marketingowo? Coś tam powiedzieli w telewizji, coś tam w radiu, ale i tak większe laury w ogólnopolskich mediach zebrała Iga Świątek, która akurat wygrała podrzędny turniej. I tu widzę kolejny problem i pole do udoskonalenia. Tyle mówimy o promocji żużla, o jego rozwoju, a prawda jest taka, że przeciętny warszawiak nadal nie potrafi poprawnie przeczytać nazwiska "Zmarzlik". Po takim turnieju na niedzielę powinna być zaplanowana parada we Wrocławiu z udziałem naszych mistrzów świata. Ot po prostu zwykły przejazd otwartym autobusem przez ulice Wrocławia wraz pucharem i medalami. Albo chociaż prezentacja trofeum pod Stadionem Olimpijskim. A w poniedziałek? Programy typu Dzień dobry TVN i Pytanie na śniadanie powinny być zarzucone naszymi reprezentantami, opowiadającymi o tym sukcesie. Nie mamy z tego nic. Dlaczego? Ktoś od marketingu w polskiej kadrze wyraźnie daje ciała. To był przecież żużlowy mundial, a odzew medialny (z wyjątkiem żużlowych mediów) był mniej więcej taki, jak z dożynek w Pcimiu Wielkim. Kompromitacja po całości I na koniec. To, co zobaczyliśmy w Krośnie w niedzielny wieczór to jedna wielka kompromitacja. Nie chcę wchodzić w szczegóły tego, kto zawinił, bo po tak doskonałym weekendzie nie chce mi się po prostu denerwować. Pozostawię to innym, ale jak widzę oświadczenie, że tor był regulaminowy, ale postanowiono rozegrać zawody w innym terminie, to zazdroszczę twórcom memów. Przecież to nieskończony kontent dla takich twórców i innych kabareciarzy.