Dramatyczna sytuacja Unii Tarnów to efekt tego, że klub od lat wisi na pasku Grupy Azoty. Kolejni rządzący klubem o nic nie musieli się martwić, bo na końcu zawsze mogli liczyć na kasę ze spółki skarbu państwa. I to bardzo dużą, liczoną w milionach złotych. Sądzili, że dostaną 3,5 miliona złotych Teraz też miało tak być. Jak powiedział nam Roberta Wardzała, Unia sądziła, że z Grupy Azoty pójdzie przelew na 3,5 miliona złotych i sezon 2024 da się przejechać bez żadnych turbulencji. Nagle jednak okazało się, że GA sama jest w dramatycznej sytuacji i może nie dać ani grosza. Od ludzi pracujących w klubie słyszymy, że niewiele brakowało, by faktycznie zapadły decyzje, od których nie byłoby odwrotu. Na czwartek było nawet planowane zebranie rady nadzorczej. Nikt nie mówi wprost, że miała na nim zapaść decyzja o "zgaszeniu światła", ale różne scenariusze, także ten najgorszy z możliwych, mogły być wzięte pod uwagę. Jest duża presja na zakład Zebranie jednak odwołano, a ludzie odpowiedzialni za klub dali sobie dwa tygodnie na wyprostowanie czego się da. Słyszymy, że jest jednak szansa na to, że Grupa Azoty coś da. Dzięki temu, że Wardzała nagłośnił temat, jest duża presja na GA i władze miasta, ale i też na lokalny biznes, żeby pomogły. Dzięki temu, że Unia rok temu przejechała sezon bez większych poślizgów w płatnościach, teraz udało się zbudować dobry skład, który według naszych rachub ma kosztować 3,5 miliona złotych. Zawodnicy mają dostać łącznie milion złotych za podpisy na kontraktach, ale w trakcie sezonu dojdą wypłaty premii za punkty. W klubie mówi się wprost, że mając taki skład, byłoby głupotą to wszystko zmarnować. Unia jest głównym faworytem do wygrania Krajowej Ligi Żużlowej. Bez pieniędzy jej jednak nie wygra. Dlatego teraz z jednej strony działacze czekają na ważne decyzje, a sztab szkoleniowy szykuje tor na pierwszy trening. Wszystko jest robione tak, jakby zespół miał wystartować. A czy tak się stanie? Na odpowiedź możemy poczekać do połowy marca.