To, że matematyka jest królową nauk wiadomo od dawna. Po sobotnim turnieju Grand Prix na torze w Cardiff jeszcze bardziej widać, że regulamin sprzyja Bartkowi Zmarzlikowi. Najlepszy polski żużlowiec dużo jeździ sobą, wczoraj wślizgnął się do półfinału, co nie zmienia faktu, że mamy do czynienia z zawodnikiem wybitnym. Bartek stanął na podium obok swojego przyjaciela - Martina Vaculika. Jednak dla niego "pudło" było jak zwycięstwo, bo jest już dosłownie o krok od czwartego tytułu mistrza świata. Włożył trzy grosze w rozwój Holdera Przed Bartkiem czapki z głów. Sam motocykl nie wygra, a co najmniej od pół roku podnosiły się głosy o kryzysie Ryszarda Kowalskiego. Ludzie szukali różnych powodów, żeby zdyskredytować naszego tunera. Tymczasem trzech zawodników z jego stajni stanęło na podium. Jest pan Komuś się może to nie podobać, ale jest pan Rysiu i długo, dług nic. Zwracam uwagę na cierpiącego Jacka Holdera. Mam do tego chłopaka szczególny sentyment. Kilka lat temu, przez Facebooka skontaktowałem się z Bartkiem Konarzewskim - mechanikiem Australijczyka. Charyzmatycznych i czupurnych zawodników szukamy w żużlu, a Jack te atrybuty ma. Młodego Holdera wkładało się w definicję żużlowego brutala. Awanturnika, jeźdźca bez głowy. Nie zgadzam się z tymi krzywdzącymi łatkami. Stereotypy wiążą się głównie z czymś, co widzimy, a nie co znamy. Bardzo się cieszę, że ten związek a państwem Kowalskich trwa i sięga już sześciu lat. Mogę się pochwalić, że pierwszy silnik, który zamawiałem w imieniu toruńskiego klubu był z mojej inicjatywy. Włożyłem więc trzy gorsze w jego rozwój. Tydzień temu byliśmy świadkami cudu. Przed oczami jak żywo stawał nam obraz Patricka Hansena przemierzającego park maszyn, niekoniecznie na swoich nogach. Nie ma co ukrywać operacja była skomplikowana i miała znamiona ratunkowej. I brawa dla lekarzy, bo to oni są bohaterami.