Robert Lewandowski nadzieją reprezentacji Polski Piłkarz Bayernu Monachium ma w bieżących rozgrywkach już 31 strzelonych bramek w niemieckiej Bundeslidze i jest na najlepszej drodze do poprawienia swojego rekordu 41 bramek strzelonych w jednym sezonie. Polak przewodzi także w klasyfikacji strzelców obecnej edycji Ligi Mistrzów z 12 trafieniami na koncie. Pewnie zmierza też po drugiego z rzędu Złotego Buta. Jednym słowem kapitan reprezentacji Polski jest w świetnej formie, a to doskonała wiadomość dla kadry, którą już 29 marca w Chorzowie czeka "mecz roku", czyli finał baraży o mundial w Katarze pomiędzy zwycięzcą spotkania Szwecja - Czechy. Optymizm w narodzie jest jak najbardziej uzasadniony tym bardziej, że pozostali gracze również są w niezłej formie, przynajmniej na razie nie ma kontuzji, a selekcjoner Czesław Michniewicz ma szerokie pole wyboru, jeśli chodzi o personalia. Inna sprawa, że nie zawsze jest tak, że indywidualności dają sukcesy i zwycięstwa. Najlepszym przykładem jest Bartosz Zmarzlik, najlepszy żużlowiec świata ostatnich lat, który od 4 lat bezskutecznie próbuje wygrać z kolegami z reprezentacji turniej Speedway of Nations (coś na zasadzie mistrzostw świata par). Podsumowanie kolejki PKO Bank Polski Ekstraklasa w każdy poniedziałek o 20:00 - zapraszają: Staszewski, Peszko i goście! Zmarzlik jak Lewandowski a złota brak W 2018 roku po raz pierwszy zorganizowany turniej Speedway of Nations (zastąpił Drużynowy Puchar Świata). Zasady są proste - reprezentacje wystawiają dwóch żużlowców i rezerwowego, które rywalizują w zawodach parowych. Wydawać by się mogło, że Polacy są na uprzywilejowanej pozycji mając do dyspozycji Bartosza Zmarzlika, czyl stąpającego mu po piętach Macieja Janowskiego. Nic z tym rzeczy. Nawet wielkie nazwiska nie gwarantują sukcesu. Nasza drużyna przekonuje się o tym boleśnie od czterech lat. Tytułu mistrzowskiego jeszcze nie zdobyliśmy. Najbliżej tego było w sezonie 2021. Cały turniej układał się dla naszych reprezentantów wręcz idealnie. Aż do finałowego biegu, kiedy to Zmarzlik z Janowskim nie dogadali się na torze, a ten drugi upadł. To znów pogrzebało nasze szanse na złoto, które powędrowało w ręce Wielkiej Brytanii. Oczywiście mamy nadzieję, że takiego scenariusza nie doświadczymy w przypadku drużyny Czesława Michniewicza. Ten przykład pokazuje jednak, że po mimo widocznej euforii w narodzie, niczego pewnym być nie można, a już na pewno nie polegać na jednym, świetnym zawodniku, którzy przecież sam nic nie wygra.