Martin Vaculik ostatnie 6 lat swojej kariery spędził w województwie lubuskim, lawirując pomiędzy dwoma zwaśnionymi klubami - Stalą Gorzów i Falubazem Zielona Góra. Barwy pierwszej reprezentował w sezonach 2017-18, następnie przeniósł się do tej drugiej na 2 kolejne lata, a od 2021 znów występuje w jednym zespole z Bartoszem Zmarzlikiem. O ile częste zmiany klubów nie są w czarnym sporcie niczym wyjątkowym, to regularne zmienianie stron w derbach lubuskich budzi już sporo kontrowersji. Wielu kibiców patrzy na ruchy kontraktowe Słowaka z lekkim niezrozumieniem. Bartosz Zmarzlik to jego przyjaciel Przed sezonem 2021 wyznawał na łamach Speedway Star, iż na powrót do Gorzowa namówił go nie kto inny jak Bartosz Zmarzlik. - Mogę nazwać go moim najlepszym przyjacielem jeśli chodzi o świat żużla, ale także poza nim. Gdy go spotykam, nie rozmawiamy tylko o speedwayu, lecz najczęściej o normalnym życiu - zdradził wówczas na łamach Speedway Stara. - Jestem niesamowicie zadowolony z relacji, jaką stworzyliśmy, gdyż Bartek jest naprawdę miłym i rozważnym człowiekiem. Dlatego tak się cieszę na przyszły sezon. Współpraca z najlepszym przyjacielem? To przecież idealny układ - deklarował. Słowak twierdzi, że nie zawiódł się na transferze. - W Gorzowie jest bardzo dobra atmosfera. Czuje się tam prawdziwego ducha drużyny, bo w gruncie rzeczy jesteśmy grupą przyjaciół. Pracujemy zgodnie jak jedna rodzina, co przynosi bardzo dobre skutki - ocenia teraz w rozmowie dla fimspeedway,com. - Wyjeżdżając do Gorzowa nie czuje się jakbym jechał do pracy, a bardziej wybierał się spędzić świetny czas z kumplami. Dlatego właśnie nasza drużyna radzi sobie tak dobrze. Po prostu, jesteśmy kolegami - tłumaczy. Martin Vaculik jest leniem? Być może to właśnie dlatego Vaculik nie startuje w żadnych rozgrywkach poza Grand Prix i PGE Ekstraligą, podczas gdy większość jego rywali szuka dodatkowej jazdy w lidze szwedzkiej, duńskiej czy brytyjskiej. - Takie rozwiązanie wpływa na mnie bardzo dobrze. Nie zmieniam tej koncepcji od sezonu 2019. - mówi Vaculik. - Oczywiście przemyślałbym jej zmianę, gdybym podczas sezonu odczuł, że brakuje mi startów, ale póki co nic na to nie wskazuje - dodał. Co bardziej złośliwi mogliby nazwać najlepszego słowackiego żużlowca leniem, a on miałby wówczas słuszne prawo się obrazić. Z pewnością pracuje bowiem równie intensywnie, co inni jego rywale z Grand Prix, nawet jeśli oni częściej pokazują się kibicom. Prezes Marek Grzyb i trener Stanisław Chomski muszą być zaś bardzo zadowoleni z posiadania takiego lenia, który ilość sytuacji, w których mógłby złapać kontuzję ogranicza do minimum.