Na początek słowo wyjaśnienia. Rok temu Krzysztof Lewandowski miał mecenasa. Panowie mieli umowę. Przedsiębiorca inwestował, płacił, a junior miał się rozwijać i robić wyniki. Sponsor traktował Lewandowskiego niczym syna, ale w pewnym momencie doszedł do wniosku, że junior nie wywiązuje się z umowy, więc zabrał to, co kupił i zostawił chłopaka. Rok temu sprawa trafiła do prokuratury Sprawa trafiła na prokuraturę. Lewandowski uważał, że sponsor niesłusznie zabrał jego sprzęt. Pretensje i żale miał też klub, którego przedstawiciele dowodzili, że jeden z silników zabranych przez sponsora należał do Apatora. Pod koniec lipca, przed meczem Apatora z Cellfast Wilkami Krosno rozpętała się burza. To wtedy policja zarekwirowała silnik, na którym jeździł Dudek, bo ktoś zgłosił, że jednostka napędowa to jedna z tych "skradzionych" Lewandowskiemu. Dudek powiedział, skąd ma silniki i wtedy się zaczęło Dudek szybko wytłumaczył, że silnik wypożyczał od swojego mechanika Dariusza Sajdaka i tak się to zaczęło. Nagle okazało się, że Sajdak to jest ten zły. Dla mnie jednak cała ta nagonka na Sajdaka jest mocno przesadzona. Zacznijmy od tego, że Apator uprzedził się do Sajdaka rok temu, gdy był on mechanikiem Karola Żupińskiego. Tak się składa, że to wtedy wybuchła afera wokół Lewandowskiego, a Sajdak był jedynym, który nie potępił sponsora zawodnika. Powiedział, że skoro "Lewy" nie wywiązał się z umowy, to trudno się dziwić, że sponsor zabrał swoje zabawki. W klubie chcieli, żeby Dudek zwolnił Sajdaka Gdy okazało się, że zarekwirowany przez policję silnik Dudka został wypożyczony od Sajdaka, to od razu zaczęto nakłaniać Patryka, żeby pobył się Sajdaka, żeby go zwolnił. Nikt nie zapytał, czy Sajdak wiedział o kradzionym silniku. Nikt nie wziął pod uwagę, że dopóki nie ma wyroku prokuratury, to trudno mówić, że silnik w ogóle jest kradziony. Na razie zachodzi jedynie podejrzenie, że Dudek jeździł na kradzionym silniku, który podstawił mu Sajdak. Dudek w całej tej historii zdecydowanie jest ofiarą. Wydaje się jednak, że Sajdak też nią jest. Podczas przesłuchania już zresztą zeznał, że on nie wiedział nic o żadnej kradzieży silnika. On go nabył w dobrej wierze, a teraz wyciągnął, żeby pomóc zawodnikowi, z którym współpracuje. Na cylindrze jest nazwisko Lewandowskiego Atmosfera wokół Sajdaka zrobiła się jednak gęsta. W Apatorze patrzą na niego krzywo i nie podają mu ręki. Moim zdaniem Sajdak na takie traktowanie nie zasłużył. Mirosław Jabłoński, ekspert Canal+ dowodzi, że silnik ma zmienione i przebite numery, że na cylindrze jest nazwisko Lewandowskiego. A to wszystko odkrył mechanik, który wziął silnik na serwis. Ktoś powie, no to mamy dowód na winę Sajdaka. Jeśli jednak ten nigdy nie rozbierał silnika, to skąd miał wiedzieć o nazwisku wyrytym na cylindrze, czy innych rzeczach. On kupił sprzęt w dobrej wierze. Ciekawe, jaki będzie dalszy ciąg? Co stwierdzi prokuratura? Co stanie się z Sajdakiem? Co zrobi klub, jeśli okaże się, że co do Sajdaka się pomylił. Co powiedzą wszyscy ci, którzy w medich społecznościowych (mocny wpis zamieścił mechanik Jacka Holdera) głośno dopominają się zwolnienia mechanika? I czy naprawdę chodzi im o prawdę i sprawiedliwość? A może przemawia przez nich wyłącznie zawiść, bo Sajdak pracował u wielkich mistrzów, wyrobił sobie renomę i nazwisko. A teraz to jego nazwisko jest szargane. Na ostatnim meczu Apatora Sajdak został poddany badaniu alkomatem. Przypadek?