W niedzielę Tai Woffinden miał straszliwy wypadek w Krośnie. W połowie meczu sparingowego Cellfast Wilków ze Stalą Rzeszów motocykl mistrza świata zaraz po starcie zakleszczył się między maszynami dwóch innych żużlowców, po czym z całym impetem wpadł w dmuchaną bandę. Ta się jednak podniosła po tym, jak uderzył w nią motocykl, więc Woffinden walnął w deski. Liczba obrażeń była tak duża, że zawodnika przetransportowano helikopterem do szpitala i wprowadzono w stan śpiączki farmakologicznej. Efekt wypadku mistrza świata. Zawodnicy przerażeni, kluby wściekłe. Możliwe zakazy Tony Briggs wezwany na rozmowę Od kilku dni trwa dyskusja na temat bezpieczeństwa i band. Żużlowcy się zbuntowali, odwołano dwa sparingi. Zawodnicy zakwestionowali sposób, w jaki zamontowano bandy w Rybniku i w Grudziądzu. W Rybniku żużlowcy FOGO Unii Leszno chodzili z linijką i znaleźli miejsca, gdzie banda nie była zakopana na 10 centymetrów w torze. Tor w Rybniku został kilka dni wcześniej odebrany i miał ważną licencję. Pojawiają się nowe, wstrząsające informacje. Kluby, między innymi z Torunia i Ostrowa, tłumaczą, że producent band mówił, że nie muszą zakopywać ich na 10 centymetrów w ziemię, że zalecał jedynie obsypanie rękawa. W wielu przypadkach montaż odbywał się na telefon, a producent wystawiał potem swój certyfikat. Nic dziwnego, że władze ligi chcą to wyjaśnić. Tony Briggs został już wezwany na rozmowę. Polskie kluby skarżyły się na producenta band. "Słowo przeciwko słowu" - Mamy słowo przeciwko słowu, bo z jednej strony kluby mówią, że nie kazał zakopywać, a od Briggsa słyszymy, że nie kazał, bo w klubie mówili, że będą dosypywać jeszcze materiału. Musimy to wszystko wyjaśnić. Natomiast banda według instrukcji musi być zakopana na 10 centymetrów i tego nie wolno lekceważyć. Założenie bandy zgodnie z wytycznymi sprawi, że jeśli zawodnik na nią wpadnie, to zadziała ona jak poduszka powietrzna - tłumaczy nam działacz PZM prosząc o anonimowość. Władze polskiego żużla chcą rozmawiać nie tylko z Briggsem, ale i też z polskim konstruktorem proponującym całkiem inne rozwiązanie. W tym drugim wynalazku chodzi o to, że banda ma być tak zamocowana, żeby się nie unosiła po uderzeniu motocykla. Wszystko ma się od niej odbijać. Działacze chcą dyskutować o tym rozwiązaniu. Chcą znać odpowiedź na pytania, co stanie się z motocyklem i zawodnikiem, po uderzeniu w taką bandę. Chcą wiedzieć, czy motocykle nie będą fruwać po trybunach. Nikt też nie chce powtórki z Emila Sajfutdinowa, który odbił się od bandy i wpadł pod motor Chrisa Harrisa. Marek Cieślak bierze Briggsa w obronę Nie brak też jednak w żużlowej centrali głosów, że choć cała ta dyskusja o bandach jest potrzebna, to jednak ma ona niewiele wspólnego z Woffindenem. Wielu zgadza się z Markiem Cieślakiem. Były trener kadry na naszych łamach zwrócił uwagę, że mistrza pokiereszowały motocykle. Przypomniał, że bandy Briggsa uratowały wielu zawodników, w tym samego Woffindena. Po serii telefonów i upomnień z góry kluby raz jeszcze zweryfikowały, czy bandy są u nich dobrze zamontowane. W Rybniku pracowali całą noc po odwołanym sparingu. Na drugi dzień przyjechał Briggs, sprawdził wszystko i wystawił certyfikat. Pierwsze decyzje po straszliwym wypadku mistrza. Posypią się walkowery W Gorzowie kolejny zawodnik wleciał pod bandę Jednak, co ciekawe, pomimo właściwego zamontowania band na stadionach w środę kolejny zawodnik wpadł pod bandę. To stało się w Gorzowie, na sparingu Gezet Stali z Betard Spartą Wrocław, gdzie pod bandą leżał Oskar Fajfer. Nie doznał jednak większych obrażeń. W PZM tłumaczą nam, że w tym momencie nie ma lepszego rozwiązania niż banda A Plus+ produkowana przez Briggsa, a każdy przypadek trzeba rozpatrywać indywidualnie. W Krośnie jest dłuższy dojazd do łuku, zawodnicy po starcie są bardziej napędzeni, prędkości dochodzą do 80 kilometrów na godzinę, więc stąd tak okropne konsekwencje wypadku Woffindena. Nie zmienia to faktu, że będą też rozmowy z polskim konstruktorem bandy innego typu.