Pawliczaka w ostatnich kilkunastu miesiącach oglądaliśmy na torze niezwykle rzadko. Nie łapał się do składu, a w zawodach indywidualnych pokazywał się bardzo sporadycznie. Wiek juniora skończył w 2020 roku i od tego czasu jego kariera stanęła na rozdrożu. A już w czasach juniorskich nie było mu łatwo, bo miał w Falubazie dwóch mocnych rywali ze swojego rocznika, Mateusza Tondera oraz Norberta Krakowiaka. Były jednak takie momenty, w którym od nich absolutnie nie odstawał. Od sezonu 2021 jednak jeździł już bardzo mało. Było widać, że nie do końca ma pomysł na to, jak poprawić swoją nieciekawą sytuację. Coraz częściej pełnił na zawodach rolę inną niż zawodnika. Co jakiś czas pomagał przy sprzęcie Patrykowi Dudkowi i powoli godził się z tym, że być może to właśnie w takiej formie przy żużlu zostanie. Teraz wygląda na to, że sprawa jest jasna, bo Pawliczak oficjalnie znalazł zatrudnienie. Pawliczak w teamie Zengoty Wiemy już, że 23-letni Pawliczak w sezonie 2023 będzie u Grzegorza Zengoty, choć sam żużlowiec Unii Leszno wprost o tym nie mówi. - Jestem już po rozmowach z moim teamem. Wiemy, co chcemy zmienić, na co zwrócić uwagę i co poprawić. Wstępne przygotowania warsztatowe już zostały poczynione. Na Ekstraligę będę posiadał więcej sprzętu i tu już zostały poczynione pewne ruchy. Mój team również będzie nieco inaczej wyglądać. Nie chcę się zagłębiać w szczegóły. Zmiany będą, ale nie będzie rewolucji. Wolę się skupić na tym, co działało. Kiedy ma się czystą głowę, a sprzęt jest na odpowiednim poziomie, to wiem, że mogę wygrać z każdym - powiedział dla sport.zgora.pl. Trudne zatem wyzwanie przed oboma panami. Zengota po kilku latach wraca do PGE Ekstraligi i wiąże z tym wielkie nadzieje. Jego ekstraligową karierę przerwała paskudna kontuzja na motocrossie. Pawliczak zadebiutuje jako pełnoprawny mechanik i to od razu w teamie naprawdę znanego zawodnika, bardzo utytułowanego na arenie krajowej. To będzie ważny rok zarówno dla pracodawcy, jak i dla pracownika. Czytaj także: Rzucił się na niego z pięściami. Inni bili mu brawo Witali go jak króla. Dostał telefon od mistrza świata