Pierwszym przystankiem Emila Sajfutdinowa na szlaku wiodącym na żużlowy Olimp była Polonia Bydgoszcz. To działacze ze Sportowej 2 za namową Andreasa Jonssona ściągnęli do Polski 16-letniego Rosjanina i wprowadzili go w świat wielkiego speedwaya. Zawodnik odpłacił im się 7 sezonami wspaniałej jazdy i do dziś nad Brdą cieszy się statusem żywej legendy. Najmłodsi kibice zapewne tego nie pamiętają, ale przez pewien krótki okres Emil Sajfutdinow stanowił o sile największego rywala Polonii - toruńskiego Unibaxu (dziś nazywanego znów Apatorem). Działo się to w sezonie 2014, gdy w mieście Kopernika postanowiono postawić wszystko na jedną kartę. Zanim jednak doszło do założenia przez niego kevlaru z Aniołem, na toruńskiej Motoarenie miało miejsce jedno z najsmutniejszych zdarzeń w jego karierze. Miedziński nie miał lusterek. "Przejechali Emila, Boże!" Jest ostatni dzień letnich wakacji 2013 roku. Na pierwszy półfinałowy mecz Enea Ekstraligi przyjeżdża do Torunia Włókniarz Częstochowa. Zdecydowanym faworytem są gospodarze, ale goście mają w swej talii istnego asa - wyciągniętego z Polonii Bydgoszcz Emila Sajfutdinowa, który przewodzi klasyfikacji generalnej Grand Prix i zmierza po tytuł indywidualnego mistrza świata. Jego pogoń za złotem zakończy się jednak w nader bolesny sposób w siódmym wyścigu tego właśnie ligowego spotkania. Sajfutdinowowi w feralnej gonitwie partnerował Artur Czaja. Naprzeciw nich stanęli Adrian Miedziński i Kamil Brzozowski. Spod taśmy na 5:1 wyszli częstochowianie, ale para Unibaxu wyprzedziła Czaję z taką łatwością, jakby - posługując się nomenklaturą komentującego ów spotkanie Piotra Olkowicza - był on stojącą na bocznicy furmanką z węglem. Gospodarze ruszyli w pogoń za prowadzącym Rosjaninem. Już na wyjściu z drugiego wirażu dopadł go Miedziński. Torunianin rozprawił się z Rosjaninem "w swoim stylu" - nie zostawił mu pod bandą ani centymetra wolnego miejsca. Sajfutdinow upadł na tor, a jadący za nim Czaja i Brzozowski nie mieli czasu na reakcję. - Przejechali Emila, Boże! - krzyczał z kabiny komentatorskiej ekspert Robert Kościecha. Sędzia Wojciech Grodzki - ku zaskoczeniu większości obserwatorów - wykluczył Sajfutdinowa z powtórki biegu. - Czułem, że Emil chciał się na mnie założyć, dojechać i upadł. Co ja mogę na to, że za mną zawodnicy się przewrócili? Niestety nie mam lusterek i tam na pewno nie było mojej winy - tłumaczył się później na łamach Sportowych Faktów Miedziński. To nie miało już znaczenia. Kontuzje odniesione podczas tego karambolu - zwichnięcie stawu łokciowego oraz uszkodzenie ścięgien w niemal wszystkich kończynach - wykluczyły Rosjanina z końcówki sezonu. Nie pomogły starania barcelońskiej "kliniki do zadań specjalnych". Stracił on szansę na złoto Indywidualnych Mistrzostw Świata. Nigdy później nie zbliżył się już na tak bliską odległość do globalnego prymatu. Do dziś pozostaje jednym z najlepszych w historii żużlowców bez najważniejszego tytułu na koncie. Sajfutdinow był najlepszy, ale bez grosza przy duszy Po jednym z najbardziej pamiętnych dwumeczów w historii Unibax wyeliminował Włókniarza i awansował do finału. Na MotoArenie minimalnie pokonał Falubaz, a rewanż w Zielonej Górze... oddał walkowerem. Gdy goście odmówili przełożenia spotkania ze względu na kontuzję Tomasza Golloba, żużlowcy z Torunia spakowali swoje manatki i opuścili stadion bez walki. Media w całym kraju opisywały to zdarzenie jako jeden z największych skandali w historii polskiego sportu. Wśród licznych kar nałożonych na Anioły najdotkliwszą było odjęcie im ośmiu punktów przed startem kolejnego sezonu. Kujawsko-pomorscy działacze postawili wszystko na jedną kartę. Postanowiono stworzyć najlepszą drużynę w dziejach czarnego sportu, która miałaby przejść przez fazę zasadniczą jak burza i - mimo nałożonej kary - awansować do fazy play-off, a następnie zgarnąć tytuł mistrza Polski. By tego dokonać postawiono ściągnąć do Torunia najszybszego wówczas zawodnika na świecie, a więc właśnie Sajfutdinowa. Rosjanin zmagał się w tamtym czasie z innymi problemami niż tylko odebrana szansa na tytuł mistrza świata. Minął zaledwie rok od jego odejścia z Polonii spowodowanego zaległościami finansowymi, a kolejny klub - tym razem Włókniarz - nie wypłacał mu należnych pensji o łącznej wysokości ponad 1,2 miliona złotych. Prośby, rozmowy, a nawet list do rady miasta spełzały na niczym. Przelew nie nadszedł po dziś dzień. Zmianę barw klubowych przyjął ze sporą ulgą, bo brak pieniędzy od częstochowskich działaczy był dla niego na tyle dotkliwy, że w najlepszych latach kariery nie było stać go na rywalizację w Grand Prix. Unibax miał być najlepszy w historii, a był piąty w tabeli Plany Unibaxu na stworzenie najlepszej drużyny w historii skończyły się jednak klapą. Wielki dream team pierwszą porażkę odniósł już w pierwszej kolejce, podczas wyjazdu do Gdańska. Była ona tym bardziej dotkliwa, że w porównaniu sił Wybrzeże wyglądało przy torunianach jak Fiat 126p u boku Monster Trucka. Później wcale nie było dużo lepiej. Kryzys formy dopadł 44-letniego już wówczas Tomasza Golloba, a na domiar złego w sierpniu za stawienie się na zawodach pod wpływem alkoholu zawieszono Darcy’ego Warda. Drużyna zakończyła rozgrywki na 5 miejscu, z 4 punktami straty do 4 Unii Leszno. Należy dodać jednak, że gdyby nie 8 karnych punktów, to zespół Stanisława Chomskiego uplasowałby się tuż za mistrzem fazy zasadniczej - Unią Tarnów. Fogo Unia Leszno wygrała licytację o 5 złotych medali Po sezonie działacze starali się zatrzymać Sajfutdinowa w Toruniu. Był on zdecydowanym liderem zespołu i świetnie radził sobie na Motoarenie. Kością niezgody pomiędzy obiema stronami były jednak oczekiwania finansowe zawodnika. Kujawsko-pomorski klub przegrał licytację z Fogo Unią Leszno. Dla leszczynian transfer Sajfutdinowa okazał się ostatnim brakującym elementem układanki. Rosjanin w ciągu kolejnych 6 sezonów poprowadził ich do aż 5 tytułów mistrzowskich. Siłą zespołu z Wielkopolski był co prawda cały kolektyw i brak jakichkolwiek słabych punktów, ale nikt nie ma żadnych złudzeń - to właśnie on stanowił o ich sile. Każda era ma jednak swój koniec. Dinozaury wyginęły na skutek uderzenia meteorytu, a Unię do klęski doprowadziło odejście wychowanków - Dominika Kubery i Bartosza Smektały. W minionym sezonie podopiecznych Piotra Barona zabrakło nawet na podium. Po jego zakończeniu na zmianę barw zdecydował się także Sajfutdinow. Tym razem rewanż na klubie ze Strzeleckiej wzięli torunianie. To oni przedstawili mu najlepszą ofertę. Sajfutdinow i Miedziński nie mogą patrzeć w tył. Nie mają lusterek Na Motoarenie tworzy się dream team może nie na miarę tego z 2015, ale z pewnością porównywalny potencjałem z leszczyńskim hegemonem. Zamiana wysłużonych Holdera i Miedzińskiego na Sajfutdinowa i Patryka Dudka ma przywrócić Apatorowi dawny blask. Póki co w grodzie Kopernika głośno mówi się tylko o pierwszym od 5 lat medalu, ale wielu kibiców - a z każdym kolejnym meczem ich grono będzie się powiększać - coraz śmielej przebąkuje o aspiracjach na odebranie mistrzowskiego tytułu Betard Sparcie Wrocław. Z niekrywanym smutkiem na oficjalną prezentacją Sajfutdinowa w nowych/starych barwach patrzą nie tylko kibice Unii, ale także sympatycy pierwszoligowej Abramczyk Polonii Bydgoszcz. Jeszcze podczas trwania tegorocznych rozgrywek liczyli oni, że w razie awansu ich klubu do PGE Ekstraligi Rosjanin powróci do macierzy. Zapewne spora część z nich uda się wiosną na teren lokalnego rywala, by oklaskiwać dawnego ulubieńca. Niewykluczone, że w tym samym czasie przy Sportowej 2 zasiądą co bardziej melancholijni torunianie, którzy zatęsknią za Adrianem Miedzińskim, świeżo upieczonym Polonistą. Obaj cieszą się statusem legend wśród kibiców największego adwersarza swego aktualnego pracodawcy. Szacunek nowych fanów muszą zdobyć na torze. Nie pora teraz na sentymenty i patrzenie w tył. Byłoby to zresztą dosyć trudne. Nie mają przecież lusterek.