Kvech to zdecydowanie największa nadzieja czeskiego żużla. Zawodnik ten już od dłuższego czasu przewija się w rywalizacji międzynarodowej, a głośno o nim było po raz pierwszy w sezonie 2017, gdy zaczął pokazywać swoje umiejętności po raz pierwszy. W Polsce na większą skalę nie było mu dane się pokazać, bo mieliśmy przepis o rodzimym juniorze nawet w 2. Lidze. Wielu żałowało, że regulamin blokuje utalentowanego chłopaka z Czech. Kvech zaczął być przez kluby poważnie traktowany dopiero pod koniec wieku juniora, bo idealnie pasował na pozycję U-24. Gdy spojrzy się na Jana, trudno przypuszczać że może on w ogóle uprawiać taki ekstremalny sport. Spokojny, towarzyski, zawsze szeroko uśmiechnięty, wręcz odwrotny do tego, jaki w teorii powinien być żużlowiec czy ktokolwiek, kto za chwilę ma ryzykować życiem. Wszystkie te cechy Kvecha idą jednak w niepamięć, gdy zakłada kask. Wtedy kończy się spokój, a zaczyna działać demon. Czasem ambicja bierze u Kvecha górę nad rozsądkiem, bo powoduje sporo upadków. Dwa razy załatwił Polonii zawodnika. Mają o to pretensje Kvech w rundzie zasadniczej starł się z kibicami Polonii Bydgoszcz, którzy mocno na niego gwizdali gdy spowodował groźny upadek Daniela Jeleniewskiego. Wówczas zawodnik był tak nakręcony, że chciał się bić z tymi najbliżej parku maszyn, ale został powstrzymany. Kilka dni temu znów naraził się bydgoskim kibicom, bo przewrócił Mateusza Szczepaniaka. Kvech jedzie ostro, bez hamulców, a to może powodować krzywe spojrzenia w GP, do którego ma wielką szansę się dostać, jeśli tylko wszystko będzie przebiegać tak, jak do tej pory. Kto wie, czy nie czeka go lekcja podobna do tej, którą dostał Emil Sajfutdinow. Rosjanin też wszedł do GP z "buta", od razu zaczął wygrywać, co dało mu poczucie tego, że może więcej. Nie był w stawce lubiany, pobił się w Cardiff ze Scottem Nichollsem, znacznie starszym i bardziej doświadczonym w cyklu. Musiał ochłonąć. Całkiem realne, że Kvecha rywalizacja o mistrzostwo świata - czy tego będzie chciał czy nie - również nieco ukróci. Na ten moment to jednak trochę jeździec bez głowy, mimo już dużej klasy sportowej.